Półka Sukcesu

środa, 12 maja 2010

Ekonomia przetrwania





Wstrzemięźliwość finansowa
CZYLI JAK STRATEGIA UNIKÓW MOŻE NAS OCALIĆ

Ponad 2 miliony Polaków ma już kłopoty ze spłacaniem zaciągniętych zobowiązań. Statystyki w tym wypadku nie kłamią. To gigantyczny problem społeczny. Niestety niewypłacalność w budżecie rodzinnym w większości sytuacji pojawia się niejako na własne życzenie. Jako efekt decyzji o kredytach podejmowanych pod wpływem emocji, reklamy, presji rodzinnej czy sąsiedzkiej.


Źródłem zobowiązań nie są jednak wyłącznie kredyty. Zobowiązanie to albo umowa, którą podpisaliśmy, albo obietnica, którą komuś złożyliśmy. W obu wypadkach efektem umowy lub obietnicy jest pewien rodzaj zobowiązania, które leży po naszej stronie. Obietnicy łatwiej nie dotrzymać, bo ewentualne negatywne skutki są z założenia niegroźne. Gorzej wygląda sprawa z umową, która rodzi tzw. skutki prawne.


Wstrzemięźliwość finansowa to jeden ze sposobów na uniknięcie negatywnych skutków błędnych decyzji i źle skonstruowanych umów. Na czym polega? W największym skrócie, to unikanie zaciągania zobowiązań, przekładanie decyzji o ich zaciągnięciu na inny termin, odkładanie gratyfikacji na później oraz awersja do ryzyka. Przyjrzyjmy się teraz bliżej tym modelom świadomego zachowania.


Unikanie zaciągania zobowiązań
Pewnych zobowiązań możemy uniknąć, jeśli decyzja o ich zaciągnięciu zależy tylko albo głównie od nas. To wbrew pozorom ważna informacja. Oznacza bowiem, że to my jesteśmy w samym środku procesu decyzyjnego i mamy pełną kontrolę sytuacyjną.


Nie powinniśmy jednak zapominać, że zobowiązania rodzą się z obietnicy zaspokojenia rzeczywistych lub sztucznych potrzeb. Działamy przecież pod wpływem czynników zewnętrznych, najczęściej reklamy lub zasłyszanej opinii. Mimo że jesteśmy wyczuleni na każdy fałsz, śmiejemy się z nieudolnych prób nakłonienia nas do kupna niepotrzebnej rzeczy, nagle pod wpływem jakiegoś impulsu zmieniamy zdanie i działamy wbrew sobie. To klasyczny model zachowań konsumenckich. Co więcej, w proces zakupowy wkrada się czynnik irracjonalności, nawet częściej, niż bylibyśmy w stanie przypuszczać. W efekcie przepłacamy, kupujemy zbędne przedmioty na promocji. Krótko mówiąc, zwiększamy wydatki kosztem zaniedbań na polu oszczędzania. Aż wreszcie dochodzi do momentu, gdy łapiemy się za głowę, z niedowierzaniem patrząc wstecz na dzień, w którym podjęliśmy fatalną w skutkach decyzję finansową. Albo ktoś z naszego otoczenia nam to uzmysłowi.


Stosowanie strategii uników dotyczy wielu obszarów naszego życia. Nie powinniśmy przecież podpisywać umów, których nie rozumiemy albo które nie zostały zaopiniowane przez prawnika lub wiarygodnego, niezależnego eksperta w danej dziedzinie. Nie nakłaniam jednak nikogo do stosowania tej strategii non stop, przestrzegam jednak przed pochopnym podejmowaniem ważnych decyzji. Najważniejsze, abyśmy nie kupowali przedmiotów lub usług, które nic nowego lub dobrego nie wnoszą w nasze życie (nowy model telewizora, nowy samochód, abonament na telewizję kablową), abyśmy nie działali pod wpływem emocji (reklama i profesjonalni sprzedawcy) i abyśmy mieli możliwość przeanalizowania przyszłego zobowiązania w szerszym kontekście (konsultacja z prawnikiem lub rozpisanie na kartce wszystkich za i przeciw dla danej decyzji). To absolutne minimum.


Przekładanie decyzji o zaciąganiu zobowiązań na inny termin
Strategia skuteczna i pożyteczna, ale nie zawsze i nie dla każdego. Niektórych decyzji nie da się bowiem przekładać w nieskończoność, bo po pewnym czasie tracą sens i grożą określonymi konsekwencjami. Jednak to właśnie czas jest tu kluczową kwestią. Przesunięcie momentu podpisania umowy daje nam czas na zastanowienie się, na ponowne przeanalizowanie sytuacji, na konsultację z ekspertem lub znajomym.


Zmiana terminu może prowadzić niekiedy nawet do rezygnacji, wycofania się, unieważnienia wcześniejszych ustaleń. To niewątpliwa korzyść w kontekście potrzeby, z której udało nam się zrezygnować na bazie racjonalnych czynników. Czas przed podjęciem wiążącej decyzji działa bowiem na naszą korzyść, potem sytuacja jest odwrotna — z definicji stajemy się czyimś dłużnikiem i stroną umowy.


Odkładanie gratyfikacji na później
Na tym bazuje z kolei idea oszczędzania. Wstrzemięźliwość finansowa to w tym przypadku unikanie nadmiernych zakupów i konsumpcji lub chociaż jej świadome ograniczanie. Kupujemy tyle, ile potrzebujemy, i to, co jest absolutnie niezbędne. Wszelkie nadwyżki odkładamy, najczęściej po to, aby za kilka miesięcy czy lat dokonać większego zakupu za gotówkę. Tym samym priorytetem stają się cele długoterminowe, a planowanie zaczyna mieć sens.


Awersja do ryzyka
Osoby oszczędne i przezorne nie są skłonne podejmować nadmiernego ryzyka. Z tego względu jak ognia boją się kredytów konsumpcyjnych czy hipotecznych. Naturalne jest jednak, że większą skłonność do ryzykownych działań wykazuje młode pokolenie. Niestety najczęściej nie idzie za tym odpowiednia wiedza finansowa, co jest przyczyną wielu nietrafionych inwestycji i biznesów. W życiu każdego z nas przychodzi jednak taki moment, że wzięcie kredytu wydaje się najrozsądniejszym posunięciem: albo trafia nam się niebywała okazja, albo mamy świetny pomysł na biznes, albo musimy sfinansować nagłą potrzebę.


Najgorzej mają osoby niechętnie nastawione do kredytów. Ich negatywne nastawienie do idei zadłużania się ma bowiem źródło w rodzinnych tradycjach, stylu życia czy papce medialnej serwowanej przez telewizję i prasę. Brak im jednak podstawowej wiedzy o produktach finansowych, wiele z tych osób nadal nie ma nawet konta w banku. Moja rada: jeśli jeszcze nigdy nie brałeś kredytu, zastanów się tysiąc razy, zanim to zrobisz. Prawdopodobnie kredyt nie jest idealnym wyjściem, lepsze rozwiązanie, choć może bardziej czasochłonne, jest bliżej, niż myślisz.


WARTO ZAPAMIĘTAĆ
• Zawsze jesteśmy w samym środku procesu decyzyjnego. Od nas samych zależy więcej, niż przypuszczamy.
• Przesunięcie momentu podpisania umowy daje nam dodatkowy czas na przemyślenie całej sprawy.
• Dobrze jest kupować tyle, ile potrzebujemy, i to, co jest absolutnie niezbędne. Resztę lokować w oszczędności.
• Jeśli podejmujemy ryzyko, uzbrójmy się w odpowiednią wiedzę i informacje.


ODPOWIEDZ SOBIE NA NASTĘPUJĄCE PYTANIA
• Czy udało Ci się kiedyś uniknąć zobowiązania, które mogło Ci przysporzyć wielu problemów. Wiesz, co to było?
• Czy Twoim zdaniem podejmujesz racjonalne, przemyślane decyzje? Podaj trzy przykłady takich decyzji. Przekonaj siebie, że mówisz prawdę.
• Ile razy poszedłeś na całość i kupiłeś coś, na co nie było Cię stać?

-----------------------
Artykuł pochodzi z ebooka: Wojciech Głąbiński, Ekonomia przetrwania




sobota, 8 maja 2010

Karty kredytowe w Polsce





Czym właściwie jest karta kredytowa?


Definicja z Wikipedii mówi, że: „Karta kredytowa to karta płatnicza, której wydanie jest związane z przyznaniem limitu kredytowego przez bank. Operacje wykonane przez posiadacza karty rozliczane są w ciężar limitu.


Zwykle do wydania karty nie jest potrzebne posiadanie konta w banku wydającym kartę. Okresowo, najczęściej co miesiąc, bank przysyła posiadaczowi karty wyciąg z dokonanych operacji wraz z informacjami dotyczącymi spłaty. Limit kredytowy związany z kartą jest często oprocentowany o wiele wyżej niż linie kredytowe przyznawane do rachunków bieżących/oszczędnościowo-rozliczeniowych, za to powszechną praktyką wydawców kart jest ustalanie terminu (tzw. grace period), w którym spłata powoduje anulowanie lub nienaliczenie żadnych odsetek” (http://pl.wikipedia.org/wiki/Karta_kredytowa).


Od strony technicznej w zasadzie wyczerpuje to temat, można natomiast pokusić się o próbę podziału kart kredytowych. Nie jest to łatwe, gdyż różne karty mogą mieć wspólne atrybuty. Dokonana poniżej systematyka ma na celu uzmysłowienie, jak wielopłaszczyznowy jest rynek kart kredytowych.


Podstawowym kryterium może być podział ze względu na bank wydający daną kartę. Takich instytucji na świecie jest kilkadziesiąt tysięcy, a w Polsce przeszło 40 — udział w rynku poszczególnych banków zobaczyć można w kolejnym rozdziale niniejszej publikacji.


Jeżeli chodzi o wygląd karty, to może być ona płaska (tak jak zwykła karta debetowa do konta) lub wypukła (embosowana). Ta druga ma więcej funkcji: można nią płacić przez Internet czy w terminalach off-line (tzw. żelazkach). Niektóre płaskie karty kredytowe także umożliwiają płatności internetowe, ale nie jest to reguła.


Wpływ na wygląd ma także obecność chipa lub też jego brak. Chip ma uniemożliwić przestępstwo polegające na kopiowaniu paska magnetycznego, co jest zjawiskiem — niestety — występującym coraz częściej. Ma to miejsce np. w bankomacie (poprzez zainstalowanie przez złodziei specjalnego urządzenia) lub np. w restauracji przez kelnera, gdy ten znika z kartą z naszych oczu i kopiuje tenże pasek.


W tym momencie większość kart z chipem to tzw. karty hybrydowe — oznacza to, że mają one zarówno chip, jak i pasek magnetyczny. Powodem takiego — przejściowego — rozwiązania jest to, że wiele terminali (na koniec 2007 r. około 50%) i bankomatów nie jest jeszcze przystosowanych do obsługi kart nowego typu. Banki w strefie euro są zobowiązane do wyposażenia wszystkich kart w chipy maksymalnie do 2010 roku. Prawdopodobnie w tym samym czasie będzie to miało też miejsce w Polsce.


Aspektem pokrewnym jest także sposób autoryzacji — w zdecydowanej większości kart odbywa się ona poprzez wprowadzenie kodu PIN, ale nierzadko dokonanie transakcji użytkownik karty potwierdza poprzez złożenie podpisu. Problem nie występuje w bankomacie — tutaj, co oczywiste, zawsze wpisać należy kod PIN.


Kolejną kwestią jest organizacja płatnicza, w jakiej funkcjonuje dana karta. Na polskim (ale nie tylko) rynku najpopularniejsze są: Visa i MasterCard. Ponadto z liczących się w różnych częściach globu organizacji wymienić można: American Express, Diners Club, JCB i Discover. W Polsce transakcje kartami Visa i MasterCard to około 95% wszystkich, jakie wykonujemy plastikowymi pieniędzmi.


Można więc mówić o zdecydowanej dominacji tych dwóch podmiotów. Na całym świecie tendencja jest podobna: VISA i MasterCard dominują, chociaż w różnych krajach zamieniają się one pozycją lidera.


Przechodząc do jeszcze konkretniejszego podziału, mamy do czynienia z różnymi rodzajami kart wewnątrz poszczególnych organizacji płatniczych. Visa wydaje karty:


– Classic (standardowa karta wypukła);
– Silver (karta wypukła z nieco wyższym progiem minimalnych dochodów niż dla Classic);
– Gold (karta prestiżowa);
– Platinum (karta prestiżowa);
– Infinite (najbardziej prestiżowa karta VISA).


Tego typu rozróżnienie występuje (pod innymi nazwami) także w innych organizacjach. Poza standardowymi kartami kredytowymi wydawanymi przez banki istnieją na rynku także:


– karty partnerskie (we współpracy banku z inną firmą — np. Citi Handlowy i Lot);
– karty affinity (we współpracy banku z instytucją niekomercyjną, np. Pekao SA i WOŚP).


Na rynku (choć rzadko) występują też karty kredytowe typu „charge”, gdzie w określonym terminie należy spłacić całość zadłużenia (nie ma spłaty minimalnej). Karty można też podzielić ze względu na długość okresu bezodsetkowego, który w Polsce można zawrzeć w przedziale od 0 do 116 dni.


W ramach ciekawostki napiszę, iż pierwszą wydaną w Polsce kartą kredytową była karta Express M wydawana przez Bank Depozytowo-Powierniczy Glob. Miało to miejsce w roku 1993. Co stało się z samym Glob Bankiem? W 1996 roku został przejęty przez Kredyt Bank. Pierwsza karta kredytowa w systemie VISA została w Polsce wydana w roku 1997 za sprawą Banku Handlowego — dzisiaj Citi Handlowy.


Rynek kart kredytowych w Polsce


Karta kredytowa to bardzo pożyteczny i wbrew pozorom tani środek płatniczy. Pod warunkiem, że... wiemy, jak z niego korzystać! Przedstawiciele banków i innych instytucji finansowych oferujących karty kredytowe nie zawsze mówią o tym klientom, bo:


a) myślą, że klient to wie (błąd!);
b) myślą, że klient tego nie zrozumie (błąd!);
c) taka jest polityka instytucji (mam nadzieję, że nie).


Kart do wyboru jest coraz więcej, a dobra decyzja na pewno przyniesie wiele korzyści w przyszłości. O tym, jak wybrać dobrze, napisałem więcej w rozdziale „Jak wybrać najlepszą kartę?”, który przeczytasz już za kilka stron.


Niech miarą tego, jak dynamicznie rośnie rynek kart kredytowych w Polsce, będzie to, że po pierwszym roku ich wydawania nad Wisłą (rok 1993) udział „kredytówek” w stosunku do wszystkich wydanych kart wynosił 2,4%. W połowie ubiegłego roku, jak podaje Money.pl, udział ten wzrósł przeszło dziesięciokrotnie — do 27,7%.


Dynamika wzrostu liczby kart kredytowych w Polsce jest także zdecydowanie wyższa od wzrostu ogólnej liczby wszystkich kart płatniczych. Cały sektor wzrósł w 2007 roku o 11,1% (wg NBP), a kredytówek aż o przeszło 25%. Narodowy Bank Polski w ostatnim kwartalnym raporcie wskazuje, że pozycję dominującą utrzymuje w Polsce system VISA (62,9% kart), na drugim miejscu jest MasterCard (32,7% kart), a inne systemy to zaledwie 4,3% w całym kartowym „torcie”.

-----------------
Artykuł pochodzi z ebooka: Adrian Hinc, Karta kredytowa. Poznaj, czym naprawdę jest i jakie możliwości daje Twoja karta kredytowa!




Finanse twojej rodziny do wieku emerytalnego





Finanse twojej rodziny do wieku emerytalnego. Czy się zbilansują?

Portal Opiekun Inwestora udostępnił darmowy kurs e-mailowy na temat finansów rodziny. Wprowadzając przychody oraz przewidywane koszty obliczysz jak może wyglądać stan Twoich finansów w dniu przejścia na emeryturę.


Opiekun Inwestora realizuje swoją strategię "Opieka warta inwestycji". "Staramy się być prawdziwym opiekunem dla korzystających z portalu", mówi Remigiusz Stanisławek, dyrektor zarządzający w firmie Opiekun Inwestora. "Cały czas poszerzamy naszą ofertę edukacyjną. Jednym z jej elementów jest darmowy kurs e-mailowy na temat finansów rodziny".


W dzisiejszych czasach musimy inwestować. Cały czas słyszymy o możliwych scenariuszach dotyczących przyszłych emerytur. Ale czy potrafimy analizować nasz domowy budżet? Często boimy się wykonać długoterminowej analizy. Jednak warto. Potwierdzają to opinie pierwszych uczestników kursu.


Wykonując obliczenia opisane w kursie (dla ułatwienia przygotowano do pobrania szablony dokumentów) zrozumiemy dlaczego warto inwestować. Choćby niewielkie kwoty. Analiza finansów osobistych to nie to samo co miesięczne zestawienie przychodów i wydatków.


Kurs przygotowany przez Opiekuna Inwestora odkrywa gdzie podziewają się nasze pieniądze - może warto część z nich odzyskać i przeznaczyć na inwestycje?


Chyba każdy z nas choć raz zastanawiał się nad własnymi finansami:


1) Czy nie czujemy czasem, że nasze dochody rozchodzą się w niekontrolowany sposób? Nawet gdy staramy się je kontrolować?


2) Czy nie próbujemy doliczyć się wszystkich wydatków, a i tak pensje znowu nie pozwalają nic odłożyć, lub zainwestować?


3) Często żyjemy obarczeni kredytami? Obawiamy się czy wystarczy środków aby pokryć wydatki i raty tym co zarabiamy.


4) Chcielibyśmy odkładać kilka procent dochodu miesięcznie tylko nigdy nie było z czego.


Całą prawdę o Twoich rodzinnych finansach odkryje jedno proste ćwiczenie. Wystarczy pół godziny dziennie przez kilka dni aby upewnić się jak bardzo ważne jest zacząć inwestować. Nie będzie żadnych wątpliwości, jeżeli dokonamy analizy dochodów oraz przewidywanych wydatków w przyszłości do czasu przejścia na emeryturę.


Szaleństwem jest robić coś tak jak dotychczas i oczekiwać innych efektów.
I na to zwracają uwagę autorzy kursu.


Ankieta pokaże ile pieniędzy zabraknie nam do czasu emerytury, jeżeli nie zaczniemy inwestować. Zdecydowana większość z nas po wypełnieniu tej ankiety zauważy ogromną dziurę budżetową. I to dziurę, którą trudno załatać ograniczając przewidywane w przyszłości wydatki.


Zdecyduj się już dziś. Kurs dostępny jest w sekcji Akademia Inwestowania portalu Opiekun Inwestora na stronie http://tinyurl.com/3an8zc6


Rejestrując się na kurs, co kilka dni otrzymasz kolejną lekcję z instrukcjami, jakich obliczeń dokonać.




piątek, 7 maja 2010

Karta kredytowa - jak wybrać tę właściwą





Karta kredytowa, czyli jak wybrać tę właściwą


Powszechnie używa się jej w Ameryce jako codziennego środka płatniczego. Również w Polsce jest coraz częściej używana. Jednak wiele osób nie ma pojęcia, jak optymalnie wykorzystać swoją kartę kredytową i czy jest to do końca opłacalne.


A może to być bardzo opłacalne – szczególnie dla osób, które czasami "na wczoraj" potrzebują większej ilości gotówki. Zamiast brać wysoko oprocentowane kredyty, mogą one skorzystać ze swojej karty kredytowej, która jest wydawana w każdym banku.


Prosty przykład zastosowania karty kredytowej to sytuacja, kiedy przedsiębiorca potrzebuje większych pieniędzy na materiały, których jeszcze nie ma. Może wtedy skorzystać z karty kredytowej i wziąć szybki kredyt (bez żadnych pism i załatwiania). Jeśli swoje zadłużenie spłaci w terminie (ok. 54 dni), to będzie musiał spłacić zaciągniętą pożyczkę bez odsetek.


Główną zaletą dla wszystkich korzystających z karty kredytowej jest tzw. Grace period, czyli okres bezodsetkowy. Jest to okres, w którym wykorzystany limit kredytowy nie jest oprocentowany. W praktyce oznacza to termin, w którym spłata całości zadłużenia oznacza nienaliczanie odsetek przez bank. Można dzięki temu i przy zachowaniu odpowiednich wymogów brać nieoprocentowane kredyty.


Banki krzyczą do nas z billboardów: "Darmowy kredyt na 57 dni", "56 dni bez odsetek" itp., itd. Czy prawdą jest, że płacąc kartą kredytową 1 marca (przy 57-dniowym grace period), mamy czas na bezodsetkową spłatę do 26 kwietnia? Tylko w szczególnym przypadku odpowiedź brzmi "tak". W najgorszym wypadku może być to 28 marca – a więc konieczność spłaty po 27 dniach. Wniosek jest taki, że 57 dni otrzymamy wtedy, gdy zakupu dokonamy w pierwszym dniu okresu rozliczeniowego. Gdy dokonamy go później, to grace period zmniejszy się nam do 27 dni.


Mimo wszytko jest to bardzo duży plus, a możliwość wzięcia nieoprocentowanego kredytu na 30 dni będzie dla wielu osób bardzo dużą korzyścią.


Jeśli często potrzebujesz większej gotówki pod koniec miesiąca, to karta kredytowa jest bardzo dobrym rozwiązaniem.


Ważne:Wybór karty nigdy nie powinien być decyzją podejmowaną w 5 minut. Taki sposób po prostu bardzo szybko się na nas zemści. Nie podejmuj też decyzji, gdy do Twoich drzwi zapuka doradca tej czy innej instytucji. Pamiętaj, że nawet jeśli doradca twierdzi, że jest „niezależny”, to wcale nie znaczy, że tak właśnie jest. Zazwyczaj sprzedaje się i zachwala to, co jest najlepiej dla doradcy płatne, a niekoniecznie najbardziej dla klienta korzystne.

-----------------
Niniejszy fragment artykułu pochodzi ze strony Karta kredytowa.



środa, 5 maja 2010

Lokaty strukturyzowane





Lokaty strukturyzowane – moda czy faktyczne korzyści?
Autorem artykułu jest Tomasz Bar


Lokaty strukturyzowane wyrastają na prawdziwy hit inwestycyjny. Duża w tym zasługa ostatnich spadków na giełdzie. Lokata strukturyzowana przedstawiana jest jako produkt pozwalający zarabiać zarówno podczas wzrostów, jak i spadków na GPW. Jej dużą zaletą jest gwarancja powierzonego kapitału, co ma skusić do tej formy inwestowania klientów chcących uniknąć ryzyka.


Lokaty bankowe kontra lokaty strukturyzowane


Choć obie mają w nazwie słowo lokata, różnią się znacznie. Lokaty bankowe są znane niemal każdemu, nawet osobom nie posiadającym rachunku bankowego. Wiadomo, że wpłacając do banku określoną kwotę, po zakończeniu trwania lokaty dostaniemy o kilka procent więcej. Wszystko jest jasne, a zysk pewny. W przypadku lokat strukturyzowanych pewność ogranicza się zazwyczaj do gwarancji wpłaconego kapitału. Na rynku dostępne są jednak lokaty, które oferują 90% lub 80% gwarancji kapitału. Największą różnicą pomiędzy klasyczną lokatą terminową a strukturyzowaną jest to, że w przypadku tej drugiej klient nie wie, ile zyska po jej wygaśnięciu. Równie dobrze może to być 30%, 50%, a nawet 100%, ale może też otrzymać co najwyżej zwrot wpłaconej kwoty. Dzieje się za tak za sprawą konstrukcji lokaty strukturyzowanej. Jej twórcy dzielą kapitał lokaty na dwie części. Część gwarantowaną, która ma zapewnić klientowi bezpieczeństwo środków, oraz część inwestycyjną, która może przynieść ponadprzeciętny zysk. Większa część, ok. 90% środków jest inwestowana w obligacje, bony skarbowe, a pozostałe 10% w opcje pozwalające zarabiać np. na zmianach wartości indeksów giełdowych, kursach walut, surowców itp. Taka konstrukcja powoduje, że stosunkowo niewielki udział, jaki stanowi w lokacie część oparta na opcjach, pozwala osiągać ponadprzeciętne zyski.


Cechą charakterystyczną lokat strukturyzowanych jest ograniczony w czasie okres przyjmowania pieniędzy. Z reguły klienci wpłacają pieniądze przez kilkanaście dni po czym następuje zamknięcie subskrypcji i zgromadzone środki zaczynają „pracować”. Po okresie ustalonym w regulaminie lokaty (zwykle 2-4 lata) następuje jej wygaśnięcie i wypłata zgromadzonych środków.


Dla kogo lokaty strukturyzowane?


Z pewnością dla osób poszukujących alternatywy dla klasycznych lokat i posiadających większy zasób gotówki. Coraz częściej bowiem minimalny limit wpłat na lokatę strukturyzowaną wynosi 5-10 tys. zł a nawet 20 tys. zł.


Lokaty strukturyzowane należy traktować jako uzupełnienie naszego portfela inwestycyjnego, dlatego też warto zawczasu zastanowić się jaką kwotę możemy przeznaczyć na taką inwestycję. Jeśli posiadamy jedynie 5 tys. zł oszczędności, to lokata strukturyzowana nie powinna nas interesować. Wpłata rzędu 5 tys. zł powinna stanowić nie więcej niż 20-25% naszych oszczędności. Warto więc o niej pomyśleć mając ok. 25 tys. zł.


Na co zwrócić uwagę inwestując w lokaty strukturyzowane?


1. Na poziom gwarancji, jaki oferuje lokata.
Bez wątpienia to jedna z najważniejszych zalet lokaty. Często instytucja oferująca lokatę daje 100% gwarancji inwestycji, czasem możemy liczyć nawet na premię w wysokości 2-5%. Bywa jednak, że lokata gwarantuje tylko 80% wpłaconej kwoty. Wysokość gwarancji zależy od ryzyka inwestycji. O ile w przypadku 100% gwarancji, klient może czuć się względnie bezpiecznie, o tyle ryzyko pojawia się przy lokatach z gwarancją 90% czy nawet 80%. Zgadzając się na lokatę z gwarancją kapitału 80% klient tak naprawdę daje przyzwolenie na straty rzędu 20% inwestowanych pieniędzy. W zamian otrzymuje szansę na osiągnięcie wyższych zysków, niż z lokaty gwarantowanej w 100%. Przy 80% gwarancji kapitału 2/3 kwoty inwestowane jest w bezpieczne aktywa, tak aby po 2-4 latach trwania lokaty przynieść 80% kwoty. Pozostała część ma przynieść zyski znacznie większe, niż z klasycznych lokat czy obligacji.


Pytanie, czy aby Polacy nie ulegną magii różnych doradców, którzy wynagradzani za wielkość sprzedaży nie roztoczą przed nimi wizji zysków w zamian za akceptację wyższego ryzyka? Wszak to nie ich pieniądze, a klienta. Tak było np. w przypadku funduszy inwestycyjnych. Czym to się skończyło, wszyscy wiemy.


2. Traktujmy z rezerwą dane historyczne podawane w reklamach lokat.
Każdy, kto inwestuje za pośrednictwem TFI, wie jak często wykorzystują one w swoich reklamach dane historyczne. Niektóre doczekały się za to kar od Komisji Nadzoru Finansowego. Dlatego też, jeśli widzimy reklamę w stylu - 120% zysku w ostatnich 3 latach - musimy podchodzić do tego z dużą rezerwą. Nikt nam nie da gwarancji podobnych zysków w przyszłości. I choć firmy mają obowiązek informować o braku takiej gwarancji, czynią to niechętnie, zamieszczając zazwyczaj wzmiankę pisaną drobnym druczkiem.


3. Sprawdźmy z jakimi opłatami wiąże się zerwanie lokaty przed terminem.
Inwestując 10 czy 20 tys. zł na 2-4 lata nie mamy pewności, czy pieniądze te nie będą nam potrzebne w razie potrzeby. Dlatego też informacja o konsekwencjach rezygnacji jest ważnym punktem regulaminu lokaty.


4. Pytajmy o wielkość partycypacji w zyskach.
To również ważny, aczkolwiek często pomijany temat. Załóżmy, że inwestycja na rynku złota i kukurydzy pozwoliła zarobić naszej lokacie 100% w okresie 3 lat. Nie cieszmy się jednak przedwcześnie. Ten zysk wcale nie musi trafić do naszej kieszeni. Wszystko za sprawą wymienionej wcześniej partycypacji w zyskach. Banki i towarzystwa ubezpieczeniowe ustalają sobie określone proporcje podziału zysku. Przykładowo może to być 70/30%, gdzie 70% trafia do klienta, a reszta do instytucji tworzącej lokatę. Parytet może jednak wynosić 50/50, co w przypadku zysku z lokaty rzędu nawet 100% daje nam tylko 50%. Dzieląc to na 3 lata i odejmując inflację nasz zysk będzie niewiele wyższy niż z tradycyjnych, coraz wyżej oprocentowanych lokat. Wielkość partycypacji powinna być dla klienta istotnym czynnikiem przemawiającym za wyborem takiej czy innej lokaty.


5. Wartość pieniądza w czasie.
Na koniec pamiętajmy o jednej istotnej sprawie, o której raczej doradca sprzedający lokatę nam nie powie. Mam tu na myśli wartość pieniądza w czasie. Jeśli zdecydujemy się na lokatę strukturyzowaną, a po trzech latach zamiast oczekiwanych, wysokich zysków otrzymamy zwrot kapitału z małą premią np. 2%, to w rzeczywistości poniesiemy stratę rzędu kilkunastu procent. Tyle bowiem przyniosłaby nam zwykła lokata terminowa czy konto oszczędnościowe oprocentowane na 5% rocznie. I to bez żadnego ryzyka. Warto o tym pamiętać.


Najlepiej wyjaśni to przykład:
Zakładamy, że mamy 25 tys. zł oszczędności. 20% z tej kwoty, czyli 5 tys. zł, lokujemy na lokacie strukturyzowanej. Jeśli lokata przyniesie nam 45% zysku przez 3 lata, średnio zarobimy 15% rocznie, czyli ok. trzy razy więcej niż na tradycyjnej lokacie. Załóżmy jednak, że lokata przyniesie tylko zwrot kapitału. Wówczas nasze 5 tys. zł będzie warte tyle samo, jak gdyby leżały w skarpecie, czyli straciły na wartości kilkanaście procent na skutek samej inflacji. Z tego m.in. powodu lokaty strukturyzowane powinny wybierać osoby o większych oszczędnościach. Wówczas lokata strukturyzowana stanowić powinna względnie bezpieczną część naszych oszczędności i w razie braku zysków nie uszczupli zbytnio naszego portfela.


Każdy chce skorzystać na rosnącej popularności produktów strukturyzowanych


Choć pierwsze wzmianki na temat produktów strukturyzowanych pojawiły się w Polsce w połowie 2006 r., prawdziwy przełom nastąpił pod koniec 2007 r. Wydaje się wręcz, że duża w tym zasługa spadków na giełdzie, które zrodziły obawy o dalszą koniunkturę. Topniejące zyski wypracowywane przez fundusze inwestycyjne sprawiły, że kolejne instytucje finansowe postanowiły wprowadzić do swojej oferty lokaty strukturyzowane. Obecnie oferuje je wiele banków i towarzystw ubezpieczeniowych min. Noble Bank, Bre Bank, BGŻ, Deutsche Bank, Multibank, ING Bank Śląski, BPH, TU Europa, TU Commercial Union, TU Generali, firmy doradztwa finansowego: Gold Finance, Goldengg, Open Finance, Expander, Xelion oraz specjalizująca się w tworzeniu od podstaw lokat strukturyzowanych Wealth Solutions.


Sposób na ominięcie podatku Belki


Plusem dostępnych lokat strukturyzowanych jest tzw. ubranie ich w postać ubezpieczenia. To jak wiadomo nie jest objęte podatkiem od zysków. Wiele instytucji finansowych oferuje lokaty terminowe połączone z ubezpieczeniem, dzięki czemu zysk z takiej inwestycji wolny jest od rąk fiskusa. Likwidacja podatku Belki od zysków z lokat i funduszy inwestycyjnych wciąż jest niepewna. Trudno jednak się spodziewać, aby jego likwidacja w znacznym stopniu zmniejszyła zainteresowanie „strukturami”.


Słaba koniunktura na giełdzie oraz reklama przynoszą efekty


Z pewnością sukces lokat strukturyzowanych to zasługa kampanii, informacyjnych jakie prowadzą instytucje finansowe. Na ocenę korzyści z tych inwestycji jest za wcześnie, gdyż obecnie oferowane lokaty zakładane są na 2-3 lata lub dłużej. Dopiero wówczas okaże się, ile dały zarobić. Wszystko jednak wskazuje, że Polska podąży śladem krajów zachodnich, gdzie produkty strukturyzowane zadomowiły się na dobre. Stanowią kilka-kilkanaście procent ogółu aktywów powierzonych instytucjom finansowym. W Polsce szacunki mówią o ok. 10 mld zł zgromadzonych w produktach tego typu. W porównaniu ze 120 mld zł, jakie Polacy trzymają w funduszach inwestycyjnych, nie jest to może wiele, ale należy pamiętać o krótkiej historii produktów strukturyzowanych w Polsce.


Boomem na lokaty strukturyzowane zainteresowała się nawet Komisja Nadzoru Finansowego


Jej obawy budzi nie tyle dynamika wzrostu wartości środków inwestowanych w te produkty, co forma reklamy tych lokat. Przedstawianie ich jako sposobu na zyski podczas spadków na giełdzie może wprowadzać w błąd mniej doświadczonych inwestorów. Wątpliwości KNF wzbudza głównie kwestia niedoinformowania klientów o wszelkich prowizjach. Przykładowo, przy zaciąganiu kredytu czy kupnie jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych klient dowiaduje się o prowizjach, opłatach manipulacyjnych itp. Dla dobra klientów podobne standardy powinny jak najszybciej objąć lokaty strukturyzowane. Ich braku nie można tłumaczyć krótką historią „struktur” w Polsce.


Obserwując sytuację na Giełdzie Papierów Wartościowych można śmiało powiedzieć, że lokaty strukturyzowane mają przed sobą okres żniw. Dobrze by było, aby żniwa były dla obu stron. Zarówno dla klientów, jak i instytucji finansowych oferujących owe lokaty. Inaczej po fali euforii nastąpi rozczarowanie, a nie o to przecież chodzi. Zestaw artykułów wartych przeczytania zanim zainwestujemy w lokaty strukturyzowane znajduje się na stronie www.strukturyzowanelokaty.pl




Obligacje





Obligacje
Autorem artykułu jest Tomasz Bar


Obligacje obok lokat bankowych należą do najstarszych produktów finansowych dostępnych na polskim rynku finansowym. Uważane za mało dochodowe ale bezpieczne, obligacje wciąż cieszą się dużą popularnością zarówno wśród klientów indywidualnych jak i instytucji finansowych.


Jak każdy produkt finansowy mają swoich zwolenników i przeciwników. Co warto wiedzieć nim zdecydujemy się zakupić obligacje?


Kilka słów o historii obligacji


Historia obligacji sięga czasów powstania rynku kapitałowego. Instrument ten rozpowszechnił się zwłaszcza w XVIII i XIX wieku w rozmaitej postaci (skrypty dłużne, pożyczki rządowe itp.). Obecnie na świecie emitowane są najróżniejsze typy obligacji, od rządowych (skarbowych) poczynając, na obligacjach "śmieciowych" wypuszczanych w dużych ilościach przez dynamiczne firmy kończąc.


W Polsce do roku 1918 emitowane były głównie obligacje przedsiębiorstw oraz rządowe papiery państw-zaborców. Po odzyskaniu niepodległości w okresie XX-lecia międzywojennego rozpoczęto emisję polskich obligacji skarbowych, które często miały charakter celowy, np. dofinansowanie obronności kraju. Odrodzenie popularności obligacji w Polsce wiąże się z przemianami polityczno-gospodarczymi zapoczątkowanymi w 1989 roku. Wówczas to, w końcu 1989 roku, uruchomiono publiczną ofertę tzw. obligacji prywatyzacyjnych, które dawały nabywcom możliwość zakupu akcji prywatyzowanych przedsiębiorstw z 20% zniżką. Od tamtej pory obligacje zyskują stale na popularności. Są jedną z ulubionych form lokowania wolnych środków pieniężnych przez instytucje finansowe. Banki, fundusze inwestycyjne i emerytalne są największymi graczami na rynku obligacji. Największą zaletą obligacji jest fakt, iż emitentem jest państwo, które zapewnia bezpieczeństwo inwestycji. Drugą istotną sprawą jest to, iż Skarb Państwa stale potrzebuje środków na bieżące funkcjonowanie i pokrycie niedoborów budżetowych. Dzięki temu na rynku pojawiają się coraz to nowe emisje obligacji. W opinii niektórych ekonomistów atrakcyjność obligacji sprawia, że banki niechętnie udzielają kredytów przedsiębiorcom. Wolą niższe, ale pewne zyski z obligacji. To z kolei powoduje brak kapitału na rozwój nowych firm. Sytuacja ta może ulec zmianie dopiero w przypadku znacznego spadku oprocentowania obligacji, co jest z kolei ściśle związane z poziomem inflacji i stóp procentowych ustalanych przez NBP.


Dla kogo obligacje?


Z całą pewnością obligacje są produktem finansowym dla osób, które cenią bezpieczeństwo. Pewny, choć niewysoki zysk jest dla nich najważniejszy. Ryzyko inwestowania w obligacje sprowadzone jest do minimum. Jedyne ryzyko jakie ponosimy jest związane z obligacjami o stałym oprocentowaniu w momencie zmiany wysokości stóp procentowych przez NBP. Jeśli przykładowo NBP podwyższy stopy procentowe nasze obligacje staną się mniej atrakcyjne, gdyż ich oprocentowanie pozostaje niezmienne wobec rosnących stóp NBP. Ale już obniżka stóp NBP z kolei czyni nasze obligacje bardziej atrakcyjnymi, ponieważ ich oprocentowanie nie zmienia się wobec malejących stóp NBP.


Rodzaje obligacji


Obligacje oszczędnościowe – dwuletnie, czteroletnie lub dziesięcioletnie są oferowane wyłącznie osobom fizycznym. Nie są notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych. Obligacje oszczędnościowe są emitowane co miesiąc i sprzedawane zawsze po cenie równej wartości nominalnej, tj. 100 zł.


Obligacje rynkowe są dostępne zarówno dla osób fizycznych, osób prawnych jak i jednostek organizacyjnych nie posiadających osobowości prawnej, z wyłączeniem podmiotów finansowych. Do obligacji rynkowych zalicza się obligacje trzyletnie. Najważniejszą cechą tych obligacji jest możliwość obrotu nimi na Giełdzie Papierów Wartościowych za pośrednictwem biur maklerskich dla posiadaczy rachunków papierów wartościowych, lub możliwość sprzedaży bezpośrednio z rachunku rejestrowego dla tych, którzy nie posiadają rachunku inwestycyjnego.


Obligacje DOS, TZ i inneTe skróty to nic innego jak oznaczenie obligacji. I tak:
DOS – obligacje dwuletnie oszczędnościowe o stałym oprocentowaniu,
TZ - oznacza obligacje trzyletnie o oprocentowaniu zmiennym,
COI – obligacje czteroletnie oszczędnościowe indeksowane,
EDO – obligacje emerytalne dziesięcioletnie oszczędnościowe.


Warto znać te skróty, gdy będziemy szukać kursów obligacji np. w prasie. Głównym dystrybutorem obligacji skarbowych jest bank PKO BP. Szczegółowe informacje na temat obligacji (daty emisji, punkty zakupu) można znaleźć pod adresem www.obligacjeskarbowe.pl


Plusy obligacji – obligacje a lokata
- podobnie jak w przypadku lokat największą korzyścią jest pewny, określony zysk,
- w zależności od rodzaju obligacji, zyski (odsetki) wypłacane są kwartalnie, półrocznie lub na koniec terminu wykupu,
- w przypadku obligacji zakupionych w banku PKO BP istnieje możliwość wycofania kapitału przed terminem wykupu – wystarczy złożyć dyspozycję przedterminowego wykupu. To duży plus, gdyż oprócz wyższego niż na lokacie zysku mamy gwarancję otrzymania naliczonych odsetek. Natomiast w przypadku przedterminowego zerwania lokaty tracimy większość lub całość naliczonych odsetek,
- jeśli posiadamy obligacje zakupione na GPW możemy je sprzedać podobnie jak akcje po aktualnej cenie rynkowej.


Minusy obligacji
- ograniczenie możliwości zakupu obligacji do ściśle określonego okresu subskrypcji. Jedynie obligacje trzyletnie typu TZ można kupić w dowolnym momencie na GPW.
- zamrożenie kapitału na 2-3 lub więcej lat. Zysk jest wyższy, niż w przypadku lokat, lecz biorąc pod uwagę okres inwestycji, zbyt niski wobec innych form inwestowania.




Jaki wziąć kredyt





Jaki wziąć kredyt, czyli parę słów o Twojej przyszłości
Autorem artykułu jest Tomasz Zienkiewicz


Gdy bierzesz kredyt mieszkaniowy (lub inny kredyt/pożyczkę gdzie zastawem jest Twoja chałupa) zastanawiasz się ‘na ile lat mam brać?’. Odpowiedź według mnie jest prosta – na jak najdłużej.


Gdy bierzesz kredyt mieszkaniowy (lub inny kredyt/pożyczkę gdzie zastawem jest Twoja chałupa) zastanawiasz się ‘na ile lat mam brać?’. Odpowiedź według mnie jest prosta – na jak najdłużej.


I oczywiście można część tego twierdzenia poprzeć finansowymi wyliczeniami wartości pieniądza w czasie – ale to nie ma tu tak wiele do rzeczy.


Jest parę innych czynników dotyczących Twojego życia, które powinieneś uwzględnić by z tego życia coś pozytywnego mieć. Kiedyś usłyszałem że życie człowieka dzieli się na 3 etapy:


1. Masz czas, masz energię ale nie masz kasy
2. Masz energię, zaczynasz mieć kasę, ale nie masz na nic innego czasu
3. Masz już kasę, masz czas… ale już energii brak


Ten podział ma bardzo ciekawe przesłanie i jak dla mnie to taka inna forma ‘carpe diem’ – by nie odkładać na starość to, co teraz nas może cieszyć – później będzie za późno (czyli energia już nie ta).


Podobnie patrzeć trzeba na kredyty. Kredyt to tak naprawdę życie na koszt lat przyszłych. Teraz bierzesz kasę na coś potrzebnego Ci teraz (np. mieszkanie, inwestycje… byle nie jakieś duperele i ‘roztrwaniacze’ pieniędzy) – a spłacasz przez kolejne lata.


Czemu więc im dłuższy kredyt tym lepszy?


Bo…
1. Teraz rata będzie niska – możesz lepiej wykorzystać zaoszczędzone pieniądze


Patrz na ratę jako pojedynczą miesięczną płatność. Jeżeli spojrzysz na sumę oddanych bankowi odsetek w perspektywie np. 25 lat to się załamiesz. Przy kredycie krótszym znacznie mniej ‘okrada’ Cię bank z odsetek.


Jednak, co jest istotne to to, że DZISIAJ zamiast np. 1.300 płacisz 1.000 zł. Pieniądze na wydatki i inwestycje potrzebne Ci są dzisiaj. Możesz zaoszczędzonymi w ten sposób pieniędzmi poobracać, wyłożyć choćby na swoją edukację (kursy, książki etc) – by lepiej w przyszłości Ci się wiodło i do tego przyjemniej.


Jeżeli masz mało pieniędzy – to zamiast dorabiać, stresować się i męczyć, by spłacać krótszy kredyt – poświęć ten czas i energię na coś sensowniejszego.


2. W miarę upływu lat będziesz zarabiał więcej


Cofnij się pamięcią – jaką wartość dla Ciebie miało kiedyś to co nosisz obecnie w portfelu? Pewnie byś oniemiał z radości 10 lat temu mając (już wliczając inflację) równowartość tego, co obecnie trzymasz na ‘codzienne wydatki’.


Dokładnie tak samo jest z przyszłością – to, co dla Ciebie stanowi spore obciążenie, w przyszłości nie będzie już sprawiać finansowego bólu. Oczywiście pod jednym warunkiem: zakładam, że jednak coś od życia chcesz i nie zamierzasz stać w miejscu. Będziesz się dalej rozwijać, inwestować w siebie oraz pozwolisz odkładanym pieniądzom rosnąć i pączkować w jakichś inwestycjach.


3. Korzystaj z życia teraz


To oznacza: ciesz się nim i zadbaj o lepszą przyszłość, o swoją finansową stabilność i niezależność. Mądrze wykorzystuj kredyty – i jak da radę bierz te najdłuższe – oczywiście po zbadaniu warunków umowy.


Teraz jeszcze ostrzeżenie – każdy z nas jest inny. Są tacy, którzy czują się znacznie lepiej, jeżeli wiedzą, że w ostatecznej finansowej batalii z bankiem zapłacili mniej, bo wzięli krótszy kredyt (np.15 zamiast 25 lat). Jeżeli należysz do nich – to jak najbardziej decyduj się na taki kredyt, który Ci odpowiada. To Twoja decyzja.


Ja za to chętnie zmniejszyłbym sobie ratę o połowę i te pieniądze wrzucił w jakiś biznes albo giełdę :)


Wracając do historyjki o 3 etapach życia. Kiedyś bardzo chciałem jeździć pod namioty – teraz już nie. Teraz chcę zwiedzić świat… i nie zamierzam odkładać tego na później. Możliwe że i też znajdziesz podobny przykład u siebie.




Co to jest SWIFT i IBAN





Co to jest SWIFT i IBAN?Autorem artykułu jest Vene Goor


Większość z Was pewnie spotkała się już z pojęciami Kodu SWIFT i formatu IBAN. Niejeden jednak zastanawiał się co to jest i do czego służy. Kiedy używamy pierwszego a kiedy drugiego?


SWIFT (ang. Society for Worldwide Interbank Financial Telecommunication) - jest systemem wymiany informacji pomiędzy bankami z różnych krajów. W Polsce przyjęło się, że nazywamy go również kodem SWIFT. Może być to nieco mylące, ponieważ za granicą kod ten określa się mianem kodu BIC. Zatem mówiąc o kodach BIC i SWIFT mówimy o tym samym.


SWIFT identyfikuje bank i ma zastosowanie przy przelewach międzynarodowych (np. gdy wypłacasz pieniądze od zagranicznego bukmachera, chcesz przelać pieniądze zarobione podczas pobytu za granicą itd.). Kod SWIFT zawiera 8 znaków i jest unikalny dla każdego banku w Polsce. Czasem można spotkać kod złożony z 11 znaków, wtedy 3 dodatkowe znaki identyfikują np. oddział banku.


Kody SWIFT wybranych polskich banków:

mBank: BREXPLPWMUL
Inteligo: BPKOPLPW
BPH: BPHKPLPK
Lukas Bank: LUBWPLPR
Citibank Handlowy: CITIPLPX
WBK: WBKPPLPP
PKO BP: BPKOPLPW
Pekao SA: PKOPPLPW
Bank Gospodarki Żywnościowej S.A: GOPZPLPW
Bank Millennium S.A: BIGBPLPW
Bank Ochrony Środowiska S.A: EBOSPLPW
Bank Pocztowy S.A: POCZPLP4
Fortis Bank Polska S.A: PPABPLPK
ING Bank Śląski S.A: INGBPLPW
Kredyt Bank S.A: KRDBPLPW
Nordea Bank Polska S.A: NDEAPLP2
Polbank EFG Eurobank Ergasias S.A: EFGBPLPW
Volkswagen Bank Direct: VOWAPLP1


IBAN (ang. International Bank Account Number) - międzynarodowy format numeru rachunku bankowego. W operacjach krajowych stosujemy standard NRB (Numer Rachunku Bankowego). NRB składa się z 26 znaków, gdzie 2 pierwsze znaki to liczba kontrolna, kolejne 8 znaków to numer rozliczeniowy banku, a pozostałe 16 to numer rachunku klienta. W standardzie IBAN (dla operacji zagranicznych) numer rachunku zostanie uzupełniony o identyfikator kraju. W przypadku Polski przed NRB umieścimy symbol PL.


Przed wysłaniem pieniędzy za granicę lub z zagranicznego konta na krajowe należy upewnić się, że stosujemy odpowiedni format numeru rachunku. Niepoprawne wprowadzenie numeru może skutkować opóźnieniami w realizacji operacji lub zwrotem pieniędzy na rachunek, z którego chcemy je przesłać.


Informacje na temat ofert bankowych (konta osobiste, karty kredytowe itp.) znajdziesz w Serwisie Finansowym



Fundusze inwestycyjne na rynkach azjatyckich





Fundusze inwestycyjne lokujące na rynkach azjatyckich
Autorem artykułu jest Tomasz Bar


Azja – to ostatnio najmodniejszy kierunek inwestycji dla funduszy inwestycyjnych. Skąd taki pęd do inwestowania na rynkach azjatyckich? Czy fundusze inwestycyjne lokujące na tamtejszym rynku rzeczywiście są tak atrakcyjne? Na jakie ryzyko musimy być przygotowani? Kiedy i dla kogo ta forma inwestycji może być atrakcyjna? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć poniżej.


Zerkając na wyniki, jakie osiągnęły w ubiegłym roku fundusze inwestycyjne inwestujące na rynkach zagranicznych, łatwo zauważyć, że klienci wielu z nich nie mieli powodów do radości. Wszystko za sprawą różnic kursowych. Zwłaszcza fundusze denominowane w USD nie były trafioną inwestycją. W 2006 r. kurs USD osłabił się wobec PLN o ok. 13%. Jeśli dodamy do tego wysokie opłaty manipulacyjne sięgające 4%, większość funduszy akcyjnych jeśli nawet osiągnęły niezłe zyski - ok. 20% to ostatecznym rozrachunku nie dały wiele zarobić.


Jeśli zainteresujemy się rynkami azjatyckimi, mamy dwie możliwości. Możemy skorzystać z oferty krajowych TFI, które posiadają fundusze inwestujące na zagranicznych rynkach lub kupić jednostki światowych gigantów takich jak Franklin Templeton czy Merrill Lynch. Oferują one o wiele większy wybór funduszy, a ich jednostki uczestnictwa można nabyć w bankach i firmach doradztwa finansowego.


Moda na Azję
W ostatnim czasie nastała prawdziwa moda na azjatyckie fundusze. Tylko ile w tym zabiegów marketingowych, a ile prawdziwych korzyści? O tym przekonają się inwestorzy, którzy zdecydują się zainwestować w fundusze inwestycyjne lokujące w Azji. Wydaje się, że główną zachętą do inwestowania na tamtejszych rynkach jest bardzo szybki wzrost gospodarczy Chin. 10-11% PKB jakie osiąga rokrocznie chińska gospodarka musi robić wrażenie.


O czym warto wiedzieć decydując się na inwestycję na rynkach azjatyckich:


Wyższe prowizje
W odróżnieniu od wielu krajowych funduszy, których jednostki uczestnictwa można kupić przez internet bez płacenia opłat manipulacyjnych w przypadku funduszy globalnych typu Franklin Templeton prowizje sięgają nawet 5%.


Ryzyko walutowe
Wybierając inwestycję w fundusze denominowane w walutach nie możemy zapominać o ryzyku walutowym. Obecnie wiele sprzyja krajowej walucie, co oznacza jej umacnianie, a tym samym spadek zysku po przeliczeniu walut na złotówki. Posługując się danymi o kursie USD/PLN z 2006 roku wyraźnie widać, iż dolar stracił wobec złotówki 13%. Jeśli dodamy do tego ok. 4-5% prowizji od zakupu jednostek i tyle samo za ich umorzenie, okaże się że aby wyjść na swoje trzeba było zarobić w funduszu ok. 22% rocznie. A to już nie takie proste. Dużo wyższe zyski przyniosły w 2006 r. fundusze akcyjne inwestujące w akcje na rynku europejskim. Najlepszy dał zarobić 37% w euro.


Jaką mamy szansę, że zainwestujemy w tak dochodowy fundusz? Nikłe. Tymczasem akcyjne fundusze krajowe przyniosły 50-60% aż po rekordowy DWS TOP 25, który dał zarobić ponad 80%.


Wyższe limity inwestycyjne
Franklin Templeton i Merrill Lynch to światowi giganci na rynku funduszy inwestycyjnych. Stawiają jednak najwyższe wymagania co do minimalnych kwot inwestycji. I tak w FT minimalna wpłata to 2500 euro, a w ML 5000 euro.


Mniejszych kwot inwestycji oczekują Raiffeisen i Fortis. W pierwszym minimum to 1000 euro, w drugim 1000 dolarów lub 1000 euro. Najmniejsze wymogi stawiają Legg Mason i Robeco, który pozwala inwestować na rynkach wschodzących już za 500 zł.


Spośród krajowych TFI, fundusze umożliwiające inwestycje na rynku azjatyckim oferują: Pioneer, który wymaga 1000 zł minimalnej wpłaty, Pekao/Credit Suisse również 1000 zł, oraz AIG Parasolowy, który jednak ceni się wyżej wymagając 5000 zł.


Dywersyfikacja
Określenie to pojawia zawsze przy okazji dzielenia ryzyka inwestycyjnego. Nie inaczej jest w przypadku lokowania kapitału na rynkach azjatyckich. Biorąc pod uwagę czynniki ryzyka, jak choćby zmiany wartości walut, inwestycje w fundusze na rynkach azjatyckich nie powinny stanowić więcej jak 20-30% wartości naszego portfela. Obserwując inwestycje na krajowym rynku funduszy inwestycyjnych, które w ostatnich latach przyniosły znacznie wyższe zyski niż azjatyckie, te ostatnie należy raczej traktować jako uzupełnienie form inwestowania.


Rynek azjatycki poza ogromnym wzrostem gospodarczym rodzi również zagrożenia. Tak dynamiczny rozwój wcześniej czy później może ulec zahamowaniu, o ile nie załamaniu. Wiadomo, jakie miałoby to skutki dla giełd tamtego regionu. Trudno przewidzieć reakcję światowych gigantów wśród funduszy inwestycyjnych. Gwałtowna wyprzedaż akcji na giełdzie chińskiej odbiłaby się czkawką na pozostałych giełdach, a inwestujące na niej fundusze inwestycyjne liczyłyby swoje straty.


Nie od dziś wiadomo, że chiński boom gospodarczy budzi zarówno zachwyt jak i niepokój. Podejmowane są nawet delikatne kroki, aby zmniejszyć tempo wzrostu PKB, ale póki co niewiele one dają.


Polski rynek giełdowy, choć marginalny ze względu na swoją wielkość, ma swoje zalety. Łatwo go śledzić. Jest niejako obok. Wiadomo ogólnie co wpływa na koniunkturę na GPW. Dobre dane gospodarcze, wysokie zyski spółek giełdowych, napływ aktywów do TFI i OFE. Jednym słowem łatwiej kontrolować swoje inwestycje. Zakup czy sprzedaż jednostek krajowych funduszy inwestycyjnych nie stanowi większego problemu.


Podsumowując, nie dajmy się zwariować i nie ulegajmy samej modzie na inwestowanie w Azji. Reklama czy doradcy finansowi mają na celu przyciągnąć klienta, ale nie zagwarantują nam zysków.
źródło: strony www TFI, Open Finance, Expander, PB.pl




wtorek, 4 maja 2010

W sidłach kart kredytowych





Uwikłani w sidła kart kredytowych
Autorem artykułu jest Piotr Goliszewski


Karty kredytowe pomimo zapowiedzi Komisji Nadzoru Finansowego są wciąż jedną z najłatwiej dostępnych form kredytowania. Co zrobić, aby nie wpaść w sidła kart kredytowych? Jak mądrze i rozsądnie z nich korzystać? Na co zwrócić uwagę przy wyborze najtańszej karty kredytowej?


Za co lubimy karty kredytowe? Odpowiedź jest prosta - za szybkość i łatwość dostępu do dodatkowych środków finansowych. Jeszcze 10 lat temu karta kredytowa świadczyła o prestiżu i zamożności jej posiadacza. Dzisiaj kartę kredytową otrzymamy nawet na stacji benzynowej, większość sieci handlowych wprowadza do obrotu karty kredytowe opatrzone własnym logiem a i nie brakuje sytuacji gdy przedstawiciel banku sam puka do naszych drzwi oferując nam „atrakcyjną" kartę kredytową. Szczęśliwym posiadaczem karty kredytowej możemy być już przy dochodzie 600 złotych miesięcznie. Według ostatnich danych w naszych domach znajduje się już ponad 10 mln plastikowych kart kredytowych. Pomimo ograniczenia akcji kredytowych przez banki karty kredytowe wciąż są klientom chętnie proponowane a ich dostępność ciągle rośnie.


Co robić i jak korzystać z kart kredytowych, aby nie stały się one dla nas źródłem kłopotów?


Zanim odpowiem na tak postawione pytanie w paru zdaniach przybliżę czym w ogóle jest karta kredytowa. Najprościej mówiąc jest to narzędzie pełniące funkcję płatniczą, jednak pieniądze które się na niej znajduję nie należą do nas tylko do banku, od którego wspomnianą kartę otrzymaliśmy. Poza funkcją płatniczą karty kredytowe dają nam możliwość uzyskania dodatkowych środków z bankomatu - to jednak wiąże się z dużo większymi opłatami. Coraz większą atrakcyjnością cieszą się karty, które dają nam komfort i wygodę posługiwania się nimi w podróżach zagranicznych.


Pracując w finansach i spotykając się z ludźmi bardzo często spotykam się z sytuacją, kiedy sami nie potrafimy stwierdzić, czy posiadamy kartę kredytową. Otrzymać ją możemy bowiem również jako dodatek do innych produktów bankowych, chociażby do kredytu hipotecznego. Zakup telewizora na raty w hipermarkecie w rzeczywistości też może się okazać że jest finansowany poprzez kartę kredytową, którą otrzymamy pocztą po paru tygodniach.


Pomimo licznego udziału w rynku kart kredytowych świadomość jak działają karty kredytowe jest niewielka. Musimy bowiem pamiętać, że karty kredytowe są doskonałym narzędziem finansowym tylko dla tych, którzy całe zadłużenie z karty kredytowej spłacają w maksymalnym dopuszczalnym terminie bezodsetkowym (z reguły jest to około 54 lub 56 dni). W każdym innym przypadku karta kredytowa jest jednym z najdroższych sposobów pozyskiwania dodatkowych pieniędzy. Jeśli w okresie wspomnianych (54 - 56 dni) nie spłacimy całości zadłużenia bank zacznie naliczać nam odsetki a my zostaniemy zobowiązani do miesięcznej spłaty od 5% do 10% całości zadłużenia miesięcznie doliczając niemałe odsetki. Średnie oprocentowanie kart kredytowych na rynku wacha się w okolicach 20%. Biorąc pod uwagę wielkość oprocentowanie lokat bankowych - około 5% - nikomu nie trzeba chyba wyjaśniać na czym zarabiają banki.


Na co zwracać szczególną uwagę przy wyborze kart kredytowych?


Przede wszystkim na wszystkie gwiazdki i promocje, którymi kuszą nas banki. Podstawowe promocje z jakimi możemy się spotkać to brak opłat miesięcznych za korzystanie z karty. Z reguły promocje te dotyczą tylko tych osób, którzy z karty kredytowej korzystają aktywnie wykonując minimum 3 transakcje miesięcznie a średnie saldo takich miesięcznych operacji waha się od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Jeśli nie wywiążemy się z zasad promocji roczne opłaty za kartę kredytową sięgać mogą nawet do kilkuset złotych. Wybierając wiec kartę dla siebie dokładnie zapoznajmy się z regulaminem jej używania.


Nie bez znaczenia przy wyborze karty kredytowej jest również okres bezodsetkowy oraz wysokość minimalnej miesięcznej spłaty po tym okresie. Zanim wybierzemy odpowiednią kartę kredytową przeliczmy dokładnie ile w późniejszym czasie biorąc pod uwagę oprocentowanie oraz maksymalne wykorzystanie karty kredytowej będziemy zobowiązani miesięcznie spłacać.


Banki kuszą nas coraz większymi limitami. Już niewielki dochód pozwala nam na posiadanie karty kredytowej o wysokim dostępie dodatkowych środków. Ustalając jednak z bankiem nasz indywidualny limit kierujmy się zdrowym rozsądkiem.


Uważajmy również na afisze reklamowe które kuszą nas atrakcyjnym oprocentowaniem - nawet rzędu 8% . Powiedzmy sobie jasno - nie ma na rynku takich kart kredytowych, a wyjątkowo niskie oprocentowanie dotyczy z reguły okresu promocyjnego, np. wakacji. Po tym okresie może spotkać nas przykra niespodzianka, gdy oprocentowanie naszej karty kredytowej wzrośnie do 22%.


Kwestią, na którą powinniśmy zwrócić również uwagę jest bezpieczeństwo na wypadek utraty lub kradzieży naszej karty. Szczególnie istotne jest to przy kartach z dużym limitem, sięgającym kilkudziesięciu tysięcy złotych. Zwróćmy tutaj uwagę na naszą odpowiedzialność przed bankiem w takiej sytuacji. Z miesiąca na miesiąc w tym względzie jest coraz lepiej, sami jednak musimy sprawdzić zapisy dotyczące tego zagadnienia w umowie, którą podpiszemy.


Podsumowując: rozsądek - nim kierujmy się przy wyborze każdego kredytu - nie tylko karty kredytowej. W swojej codziennej pracy bardzo często spotyka się z ludźmi, którzy poprzez nieprzemyślane decyzje wpadli w pułapkę kredytową a ich łączne raty różnego rodzaju kredytów przewyższają ich dochody. Uważajmy, abyśmy nie dołączyli do grona osób „uwikłanych w sidła kart kredytowych". Wygoda bowiem bardzo łatwo może zamienić się w naszą największą troskę.


Przed decyzją o zaciągnięciu kolejnego kredytu kierujmy się zasadą, w myśl której nie najważniejsze jest to czy łatwo można kredyt wziąć, ale to czy łatwo przyjdzie go oddać.




Karta kredytowa - płatności za granicą





Karta kredytowa - płatności za granicą
Autorem artykułu jest Piotr Tabor


Jak banki rozliczają zagraniczne transakcje kartą kredytową i co zrobić, aby koszty tych operacji były jak najmniejsze. Nie od dziś wiadomo, że umiejętnie uzywana karta kredytowa może dać swojemu właścicielowi realne korzyści i zyski. Co zrobić aby nasza karta kredytowa za granicą przyniosła nam możliwie największe korzyści.


Wielkimi krokami zbliża się lato, a wraz z nim okres sezonowych wyjazdów urlopowych. Wielu z nas zdecyduje w tym roku wyjechać za granicę - w ciepłych krajach pogoda jest niemal gwarantowana, a ceny usług turystycznych w wielu przypadkach zbliżone są do oferty w polskich kurortach.


Coraz częściej, w trakcie wyjazdów zagranicznych decydujemy się korzystać z kart kredytowych. Zalet takiego rozwiązania jest co najmniej kilka:


1. Bezpieczeństwo środków finansowych - nie musimy zabierać ze sobą portfela wypchanego pieniędzmi, nie jesteśmy także zmuszani do kreatywnego ukrywania naszych zapasów finansowych w trakcie wyjścia np. na plażę.


2. Szybki dostęp do pieniędzy - liczba punktów akceptujących karty płatnicze dawno już przekroczyła niezbędne minimum. Zawsze też możemy skorzystać z „awaryjnej" opcji wypłaty gotówki z bankomatu.


3. Łatwy dostęp do środków w razie nieprzewidzianych wcześniej kosztów - np. wizyty u dentysty lub chęci skorzystania z wycieczki fakultatywnej.


Decydując się na korzystanie z karty kredytowej poza granicami kraju, warto zorientować się jakie są koszty takiej usługi oraz co zrobić aby koszty te ograniczyć do niezbędnego minimum.


Przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na sposób rozliczania płatności naszą kartą przez bank, który ją wydał. Operacja ta przeprowadzana jest zawsze w dwóch krokach. W pierwszym kroku organizacja płatnicza obsługująca transakcję dokonuje przeliczenia kwoty transakcji z waluty danego kraju (w jakiej nastąpił zakup) na tzw. walutę rozliczeniową - euro lub dolara amerykańskiego. Następnie, w drugim kroku następuje przeliczenie z waluty rozliczeniowej na nasze rodzime złotówki.


Jak widać - właściwy wybór karty pod kątem miejsca wyjazdu może obniżyć koszt transakcji wynikający z konieczności przeliczenia naszych wydatków na walutę rozliczeniową (w przypadku wyjazdu do krajów strefy euro powinniśmy wybrać kartę rozliczaną w EUR, a np. w przypadku wyjazdu do USA właściwym wyborem powinna być karta pozliczana w USD) . Oszczędzamy w ten sposób na niekorzystnych dla nas kursach zakupu waluty rozliczeniowej.


Również w przypadku wyjazdu do krajów gdzie walutą lokalną nie jest ani euro ani dolar amerykański, dobrze jest pamiętać o tym, że ze względu na korzystniejsze kursy rozliczeniowe pomiędzy lokalną walutą a USD lub EUR, wyjeżdżając do Australii, Azji, Ameryki Południowej, Ameryki Północnej i Afryki wschodniej powinniśmy wybierać karty rozliczane w USD, natomiast Karty rozliczane w EUR korzystniej będzie wybierać w przypadku podróży po Europie (wiadomo), ale także krajach Afryki Zachodniej.


Przed dokonaniem wyboru karty kredytowej dobrze jest także sprawdzić jakie kursy stosują poszczególne, rodzime banki w trakcie przeliczania w waluty rozliczeniowej na złotówki. Okazuje się, że kursy te (kurs sprzedaży) ustalane są przez każdy bank indywidualnie - dlatego też warto dowiedzieć się czy są to jakieś stałe mechanizmy i w miarę możliwości porównać je ze sobą. Pewne światło na sprawę rzuci na pewno proste porównanie tabel kupna-sprzedaży walut w poszczególnych bankach na ten sam dzień.


Nie wolno także zapomnieć o sprawdzeniu czy za takie transakcje bank pobiera jakieś dodatkowe opłaty. Zazwyczaj prowizja za taką usługę może wynieść od 0% do 3% transakcji. Porównanie wartości prowizji wraz z oceną atrakcyjności mechanizmów kursowych pozwoli nam wybrać najkorzystniejszą dla nas opcję i w pełni cieszyć się wakacyjnym wyjazdem.



Cala prawda o karcie kredytowej





Autorem artykułu jest Bogusław Nowak


Banki kochają dawać nam karty kredytowe. Kochają to z kilku powodów.


Po pierwsze, limit zadłużenia na karcie kredytowej jest mały (zwykle do wysokości trzech pensji kredytobiorcy), więc ponoszą minimalne ryzyko.


Po drugie, większości ludziom łatwiej wydaje się „wirtualne” pieniądze niż te „prawdziwe” z portfela.


Po trzecie, ludziom wydaje się, że małe zadłużenie łatwo się spłaca – i zwykle wpadają w spiralę zadłużenia, z którego nie mogą się wydostać przez wiele lat. I banki na tym zarabiają.


Prawda jest taka, że skoro nie stać Cię na zaoszczędzenie choćby małej kwoty pieniędzy, to tym bardziej nie stać Cię na zadłużenie na karcie kredytowej, ponieważ i tak będziesz musiał w końcu spłacić zadłużenie, a dodatkowo jeszcze zapłacić odsetki – więc płacisz podwójnie.


I niech Cię nie zmyli fakt, że zadłużenie na karcie jest nieoprocentowane przez około 50 dni.


A gdyby tak odwrócić sytuację. Skoro zakładasz, że część swojej wypłaty przeznaczysz na spłatę kredytu wraz z odsetkami i będziesz musiał/a się bez niej obejść, to czy nie lepiej odłożyć część wypłaty zanim jej będziesz potrzebował/a.

Banki w tej chwili oferują produkt w ramach bieżącego ROR – nazwijmy go „oszczędności podręczne” - polegający na tym, że możesz część swojej wypłaty odłożyć na wydzielone konto. Zwykle oprocentowanie na takim koncie oscyluje w granicach 2-4% w skali roku. To niewiele – fakt. Konto to jednak ma swoje zalety. Nie jest lokatą terminową – więc w każdym momencie, gdy będziesz potrzebował/a wydać część zaoszczędzonych pieniędzy, to nie stracisz dotychczasowych odsetek.


Oprocentowanie na tym koncie jest większe niż na podstawowym ROR, więc przy zgromadzeniu na nim kilku tysięcy, odsetki pokryją Twoje bieżące opłaty związane z prowadzeniem rachunku.


Gdy wydajesz te pieniądze, to nie musisz ich potem spłacać, bo to są Twoje pieniądze i nie płacisz od nich odsetek – to bank płaci procenty Tobie za ich utrzymanie na koncie.


Na koniec mam dla Ciebie radę – potnij wszystkie swoje karty i zacznij oszczędzać co najmniej 10% z każdej swojej wypłaty. To Ci się opłaci wielokrotnie.





Jeszcze więcej wiedzy


Księgarnia maklerska

Day trading - publikacja nagrodzona w 2017 roku

Day trading - publikacja nagrodzona w 2017 roku
Podczas Międzynarodowego Kongresu Inwestycyjnego FX Cuffs, wydana przez nas pozycja "Day Trading" (Joe Ross), została wybrana publikacją roku!