Półka Sukcesu

sobota, 8 października 2022

Do łask wracają lokaty bankowe i obligacje detaliczne

 

Tempo, w jakim narastają ceny, jest najszybsze od przeszło 25 lat. Coraz więcej osób stara się więc inwestować zgromadzone oszczędności, żeby choć w części ochronić się przed rosnącą inflacją. Najpopularniejsze sposoby to lokaty bankowe i obligacje detaliczne, których oferta w tym roku się powiększyła. Ministerstwo Finansów po raz kolejny podwyższyło też oprocentowanie papierów skarbowych.



"Wiosną wzrosło zainteresowanie lokatami bankowymi, ale rekordowy pod tym względem był czerwiec. Tylko w ciągu jednego miesiąca Polacy wpłacili na lokaty bankowe aż 24 mld zł. Warto tutaj zaznaczyć, że był to najwyższy wynik od momentu, od kiedy Narodowy Bank Polski zbiera dane na ten temat, czyli od 1997 roku" – mówi Anna Serafin, ekspertka od finansów. "Aktualnie na lokacie zyski są zauważalne i dużo wyższe niż jeszcze kilka miesięcy temu, dlatego warto z tej możliwości skorzystać ze względu na to, że ryzyko utraty środków na lokacie jest naprawdę znikome i jej założenie jest banalnie proste" dodaje.

Rada Polityki Pieniężnej zaczęła podnosić stopy procentowe w październiku 2021 roku. W ciągu 11 miesięcy koszt pieniądza wzrósł w przypadku stopy referencyjnej z 0,10 proc. do 6,75 proc. Na ostatnim, październikowym posiedzeniu ich poziom się nie zmienił. Jeszcze przed rokiem Polacy niechętnie deponowali pieniądze na lokatach – tylko pięć banków oferowało wówczas oprocentowanie przekraczające w skali roku 1 proc. przy inflacji w wysokości 5,4 proc. Najkorzystniejsza oferta opiewała na 2,20 proc. w skali roku i dotyczyła jedynie nowych klientów w niewielkim Nest Banku (którego oferta zresztą pozostaje w czołówce najwyżej oprocentowanych). Obecnie najkorzystniejsze lokaty płacą 7–8 proc. w skali roku, co spowodowało wzrost ich popularności.

"Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że w głównej mierze są one przekazywane z nieoprocentowanych rachunków osobistych. W mniejszej skali te środki są przekazywane także z innych inwestycji, np. z obligacji, nieruchomości, walut, ale musimy też wziąć pod uwagę, że ze względu na rosnącą inflację musimy sporo więcej wydawać na bieżącą konsumpcję i rezygnować przy tym z oszczędzania" tłumaczy Anna Serafin. 

 

Coraz większą popularnością cieszą się lokaty bankowe i obligacje. Fot. px.

Wiele osób postrzega obligacje jako równie bezpieczną i zyskowną alternatywę dla lokat. Ministerstwo Finansów od października podniosło oprocentowanie wszystkich obligacji oszczędnościowych o terminie zapadalności powyżej trzech miesięcy. O 0,25 pkt proc. wzrosło oprocentowanie instrumentów trzyletnich, o 0,50 pkt proc. z kolei oprocentowanie instrumentów detalicznych o zapadalności od 4 do 12 lat.

"Warto zwrócić szczególną uwagę na obligacje indeksowane inflacją, polegają one na tym, że do wskaźnika inflacji jest dodawana stała premia. I teraz, jeśli weźmiemy sobie pod uwagę projekcję inflacji na przyszły rok, która wynosi około 10 proc., to rzeczywiście ten produkt może być opłacalny" mówi ekspertka.

Rząd w tym roku poszerzył ofertę obligacji detalicznych, kupowanych w oddziałach państwowych banków lub przez internet. Są one indeksowane inflacją lub główną stopą procentową NBP. Rekord padł w czerwcu: 

"Obligacje teraz są bardzo chętnie kupowane. Rekordowy był czerwiec, kiedy na te produkty wpłaciliśmy 14 mld zł. Wynikało to głównie z tego, że właśnie w tym miesiącu została poszerzona oferta obligacji indeksowanych inflacją. Rzeczywiście były notowane takie przypadki, kiedy posiadacze innych obligacji przekazywali te środki właśnie na produkty indeksowane inflacją" – komentuje Anna Serafin. – "Jednak jeśli popatrzymy na to z drugiej strony, to z badania Puls Inwestorów eToro wynika, że tylko 15 proc. badanych inwestorów deklaruje, że w ciągu najbliższych 12 miesięcy zainwestuje w obligacje. Badanie jest przeprowadzane cyklicznie i widać, że co kwartał ten odsetek spada. Jednocześnie musimy jednak pamiętać, że oczekiwania i wiedza profesjonalnego inwestora są inne niż przeciętnego Kowalskiego".

Newseria, oprac.db


Dzieci płacą własną kartą i kieszonkowym, żeby poczuć się dorosłe


Dzieci coraz częściej dysponują własnym kieszonkowym mają swoją kartę płatniczą – debetową lub przedpłaconą, a także wielu młodych konsumentów sprawnie posługuje się BLIK-iem.



Młode pokolenie, czyli dzieci od 3. do 13. roku życia, nazywane pokoleniem Alfa, to już wpływowa grupa konsumentów, która często doradza dorosłym w kwestiach związanych z zakupami. Jak pokazało badanie IRCenter, dzieci współdecydują o zakupie większości rzeczy, począwszy od zabawek (54 proc.) czy płatków śniadaniowych (50 proc.), poprzez soki (45 proc.), słodycze (43 proc.) czy wybór filmu w kinie (44 proc.), a skończywszy na samochodzie (10 proc.). Z drugiej strony młodzi konsumenci coraz częściej robią samodzielne zakupy i wtedy sytuacja się odwraca.

"Na wybory dzieci wpływa przede wszystkim otoczenie. Do pewnego wieku rodzice są najważniejsi, ale potem pojawiają się wybory dokonywane pod wpływem rówieśników. Wtedy okazuje się, że to, co ma koleżanka, jest zdecydowanie ważniejsze od tego, co mówi mama. Drugim źródłem inspiracji są social media i internet, tam dzieci mają kontakt z publikacjami na TikToku i Instagramie. Oglądają zdjęcia swoich idoli i chcą posiadać to samo, co oni" wyjaśnia Dorota Peretiatkowicz, partnerka IRCenter.

Raport „Generacja Alfa” wskazuje, że 89 proc. dzieci w wieku 3–13 lat korzysta z internetu raz w tygodniu lub częściej. Średnio spędza tam 1,3 godziny. 70 proc. z nich korzysta z YouTube’a, a 35 proc. – z TikToka, a popularnych twórców internetowych często traktują jak przyjaciół czy rodzeństwo.

Młodsze dzieci zwracają także uwagę na postacie z bajek i okazuje się, że mają zupełnie inne upodobania niż rodzice. Dorośli deklarowali w badaniu, że lubią np. Kubusia Puchatka, którego dzieci darzą zdecydowanie mniejszą sympatią. Aż 76 proc. dzieci wskazało, że dla nich najważniejszy jest „Psi patrol”.

"Dzieci mają do dyspozycji pieniądze w zasadzie już od urodzenia, bo już wtedy dostają pierwsze prezenty. Czasami rodzice nie wiedzą, co robić z tymi pieniędzmi, i zakładają konta lub subkonta w banku. Często dzieci dostają pieniądze do ręki i za namową rodziców wkładają do swojej skarbonki"  dodaje Dorota Peretiatkowicz.

Według badania IRCenter aż 79 proc. dzieci dysponuje własnymi pieniędzmi. Regularne kieszonkowe otrzymuje co trzecie dziecko, a nieco mniej – 29 proc. – dostaje od bliskich pieniądze zamiast prezentów. Ale nie tylko, bo dzieci dostają pieniądze także w zamian za wykonywanie drobnych prac domowych, np. za wyrzucenie śmieci. Dostają również pieniądze w sposób niebezpośredni, a mianowicie zabierają sobie resztę z zakupów. 

 

Dzieci chętnie płacą kartą kredytową i swoim kieszonkowym. Fot. px.

"Okazuje się, że tych pieniędzy dzieci mają całkiem dużo. Mają do dyspozycji kwotę 50–60 zł, którą wydają na słodycze, napoje, drobne przekąski, chociaż część deklaruje, że zbiera na jakiś cel, np. rower" – zauważa partnerka IRCenter. "Problem w tym, że dzieci za bardzo nie wiedzą, po co mają oszczędzać. Jeśli dziecko wkłada do skarbonki, pieniądze właściwie dla niego znikają. Dopiero w pewnym wieku, kiedy mają już cel oszczędzania, przywiązują do tego większą wagę" – dodaje. 

Młodzi ludzie są od małego zaznajamiani z usługami finansowymi. Jedna trzecia dzieci korzysta już z aplikacji bankowej, z czego 37 proc. sprawnie posługuje się BLIK-iem. Własną kartę płatniczą (debetową lub przedpłaconą) ma 11 proc. dzieci i wiele z nich wykorzystuje ją na co dzień. Z badania wynika, że 5 na 10 małych konsumentów płaci kartą za napoje lub słodycze podczas wizyt w sklepie.

"Jest to taka oznaka dorosłości. Kiedy dziecko wyciąga własną kartę i nią płaci, to znaczy, że już jest naprawdę dorosłe. Kiedy na tej karcie jest „Psi patrol”, to jest to połączenie idealne bycia dzieckiem i dorosłym. Obecnie przejście do dorosłości polega również na samodzielnym płaceniu za zakupy, a rodzice uczą również w ten sposób odpowiedzialności za pieniądze" – podsumowuje Dorota Peretiatkowicz.

Powszechnym sposobem płacenia za zakupy przez młodych konsumentów jest także płacenie zegarkiem. To urządzenia, które nie tylko mierzą kroki, oferują płatności zbliżeniowe, lecz także mają GPS, dzięki czemu rodzice wiedzą, gdzie jest ich dziecko.

Newseria, oprac. db



wtorek, 27 września 2022

Inwestycje w nieruchomości wciąż opłacalne


Ceny nieruchomości mieszkaniowych nie rosną już tak szybko, jak jeszcze kilka miesięcy temu. To jednak nie znaczy, że na rynku jest trudniej. Dla doświadczonych inwestorów bowiem nie ma lepszego okresu niż obecny. 

 

Dla inwestorów w nieruchomości teraz jest najlepszy okres. Fot. px.

"Rynek nieruchomości przeżywa kryzys", "tsunami na rynku nieruchomości", "szykuj się na wielkie spadki cen" - to tylko kilka tytułów, opisujących aktualnie to, co dzieje się w tym sektorze. Czy jednak sytuacja faktycznie tak wygląda? 

Trzeba pamiętać, że nieruchomości to nie tylko typowe mieszkania, ale również biura i inwestycje mixed-used, czyli łączące w sobie funkcje mieszkalne, biurowe i usługowe, a także magazyny czy działki. Nawet jeśli jeden element całego rynku notuje mniejszy niż do tej pory wzrost, to nie znaczy, że cała branża ma kłopoty.

Inwestowanie w nieruchomości

Niezależnie od warunków gospodarczych, inwestowanie w nieruchomości uważane jest za najlepszy i najbardziej bezpieczny sposób lokowania oszczędności. Z wielu badań wynika, że więcej niż dwie trzecie Polaków jest przekonanych o tym, że inwestowanie w nieruchomości mieszkaniowe cechuje się optymalnym stosunkiem zysku do ryzyka. Dlaczego?

Nieruchomość to nie jest jakaś wyimaginowana inwestycja, tylko coś realnego. Porównując nieruchomości do inwestycji w inne aktywa, jest to najbardziej stabilne źródło ochrony kapitału. Co więcej, w przypadku mieszkań mamy też możliwość zarabiania na wynajmie. Na rentowność ma wpływ wysokość czynszu i to, jak dużo mamy okresów, gdy mieszkanie stoi puste.

O ile przez ostatnie miesiące ceny nienaturalnie szybko rosły, obecnie mamy do czynienia ze spowolnieniem. Deweloperzy kończą obecne projekty, ale wstrzymują się z uruchamianiem nowych. W sierpniu rozpoczęto budowy ok. 13 tys. mieszkań. To o prawie połowę mniej niż rok wcześniej. Z perspektywy inwestorskiej jest to jednak dobra wiadomość. Dlaczego? Przy założeniu, że budowa jednego mieszkania trwa około dwóch lat, może okazać się, że w 2024 nowych mieszkań będzie zdecydowanie za mało na rynku. Według przewidywań analityków, już wtedy sytuacja gospodarcza ma się poprawiać, a dostępność kredytów zwiększać. Wówczas na rynku zostaną najbardziej doświadczeni inwestorzy, którzy zdołali zbudować portfel nieruchomości.

Przyczyną mniejszej liczby rozpoczynanych budów jest kłopot z uzyskaniem kredytu przez deweloperów. Do tego dochodzą bardzo drogie materiały budowlane. Nie bez znaczenia jest też nowelizacja ustawy deweloperskiej, która weszła w życie 1 lipca 2022 roku. Nakłada ona na deweloperów dodatkowe koszty.

Co to oznacza dla inwestorów? Sygnał jest jasny. Najbliższe kilka miesięcy będzie najlepszym okresem do kupowania mieszkań jako inwestycji

Decydując się na nieruchomości z rynku pierwotnego, warto wybierać projekty dużych i stabilnych deweloperów. Mamy wtedy większą gwarancję, że budowa zostanie ukończona. Inwestor powinien też na bieżąco śledzić ceny działek. Nawet jeśli nie ma zamiaru kupować gruntu, to trzeba pamiętać, że sytuacja w tym segmencie nieruchomości znacząco wpływa na to, ile będzie kosztować mieszkanie czy biuro. Wciąż bowiem cena gruntu jest znaczącym kosztem inwestycji deweloperskiej. Kto więc na obecnej sytuacji zyska? Deweloperzy, którzy prowadzą duże, wieloetapowe inwestycje na kupionych znacznie wcześniej działkach. O ile oczywiście zagwarantowali sobie stabilne finansowanie.

Najważniejszy jest czas

W przypadku każdej inwestycji liczy się czas. Chodzi o to, aby zawrzeć transakcję w najlepszym momencie. Gdy inwestujemy długoterminowo, odpowiednią strategią będzie też regularność – dodawanie do portfela kolejnych nieruchomości. I to nie tylko mieszkaniowych, ale i biurowych, działek, a może udziałów w magazynach.

Niewątpliwie sytuacja na rynku nieruchomości jest ciekawa. Nie ma co ukrywać, że znacznie ważniejsze niż kiedyś staje się powiedzenie, że „cash is the king”. Ten kto ma gotówkę, stabilne finansowanie, wyjdzie zwycięsko. Dotyczy to nie tylko inwestorów, ale przede wszystkim deweloperów. Bo potrzeba zakupu mieszkań wciąż jest, a już za kilka kwartałów popyt na mieszkania w Polsce z powrotem będzie rósł. Może okazać się, że deweloperzy, którzy wciąż kontynuują budowy, będą na pozycji wygranej. Na kontynuację inwestycji decydują się bowiem tylko ci o wyjątkowo stabilnej sytuacji finansowej.  

Michał Sapota
Prezes Heritage Real Estate Investment Trust

Newseria


środa, 10 sierpnia 2022

Jak banki utrudniają nadpłatę kredytu po wakacjach kredytowych - jest coraz więcej skarg do UOKiK


Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) sprawdza, czy banki utrudniają nadpłatę kredytu po wakacjach kredytowych. Spływa coraz więcej skarg od konsumentów.  

 

 

W ciągu tygodnia obowiązywania rządowych wakacji kredytowych do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wpłynęło 550 skarg na różne praktyki banków, które utrudniają skorzystanie z tej opcji lub do tego zniechęcają. W tych sprawach prowadzonych jest 16 postępowań wyjaśniających, ale banki już reagują na uwagi urzędu, zmieniając swoje komunikaty i procedury. Małgorzata Cieloch, rzeczniczka UOKiK mówi:

"Sprawdzamy też pojawiające się skargi na temat utrudnionej możliwości nadpłaty kredytów. To są nowe sygnały od kredytobiorców. Banki zmieniają swoje praktyki dotyczące wakacji kredytowych. Najszybciej widać to w kwestii złożenia wniosku o wakacje kredytowe. Czyli zamiast kilku wniosków pojawia się jeden, który bardzo często wybierają konsumenci. I to widoczne jest w wielu bankach, które zbadaliśmy".

To właśnie kwestia tego, ile rat można odroczyć za pomocą jednego wniosku, jest jedną z najczęściej poruszanych w skargach kredytobiorców. Część banków wymaga bowiem osobnego wniosku dla każdej raty, część umożliwia złożenie wniosku tylko w odniesieniu do jednego kwartału.

"My oczywiście to kwestionujemy, bo jest to praktyka, która się pojawia w wielu bankach. A przypomnę, że ustawa pozwala konsumentom złożyć wniosek o wakacje kredytowe maksymalnie na osiem rat. Mamy już sygnały, że na 17 badanych banków 11 zaproponowało zmiany i można u nich złożyć jeden wniosek na wszystkie raty, natomiast nadal się tej części rynku przyglądamy" mówi rzeczniczka UOKiK.

Druga grupa badanych przez urząd nieprawidłowości dotyczy komunikacji banków, w której niejako zniechęcają konsumentów do korzystania z wakacji kredytowych. Argumentują to obniżeniem zdolności kredytowej czy ryzykiem jej negatywnej oceny w przyszłości. UOKiK podkreśla, że jest to wprowadzanie konsumenta w błąd

Zgodnie z ustawą z wakacji kredytowych może skorzystać każdy kredytobiorca spełniający trzy warunki – ma kredyt hipoteczny w złotych, zaciągnięty na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych i złożył stosowny wniosek w banku. 


Banki utrudniają nadpłatę kredytu po wakacjach kredytowych

"Tu nie dochodzi do zmiany sytuacji gospodarczej, finansowej konsumenta, danego gospodarstwa domowego. Każdy, kto ma ochotę, może skorzystać z tych wakacji kredytowych, dlatego straszenie i zniechęcanie konsumenta tym, że utraci w przyszłości możliwość kupienia telewizora na raty, jest wprowadzeniem go w błąd. Jeśli banki się nie poprawią, to będziemy stawiać zarzuty" – zapowiada Małgorzata Cieloch.

Wiele banków po uwagach UOKiK-u zmieniło swoje podejście do kwestii terminów dostarczania wniosków. Początkowe zapowiedzi mówiły o tym, że kredytobiorca powinien to zrobić najpóźniej dzień przed zapadalnością raty. Teraz banki uznają także wnioski, które wpłyną tego dnia – zgodnie z tym, co mówi ustawa – a niektóre nawet dopuszczają późniejsze złożenie wniosku. Ze skarg wynika także, że niektóre banki utrudniają za to składanie wniosków w wersji papierowej, jeśli kredytobiorca korzysta z bankowości elektronicznej.

"Bardzo istotną rzeczą, która się teraz pojawiła, to są sytuacje, w których konsumenci skarżą się na brak możliwości nadpłaty własnego kredytu. Czyli konsumenci skorzystali z wakacji kredytowych i tak, jak namawialiśmy, chcieli nadpłacić swój kredyt, ale bank mówi nie. Jeśli skorzystałeś z wakacji, utraciłeś możliwość nadpłaty kredytu. To jest na pewno nowa rzecz i ona nas bardzo niepokoi. Tym bardziej że zachęcamy wszystkich kredytobiorców właśnie do nadpłaty, a nie zużycia tych pieniędzy na tzw. cele bieżące" mówi rzeczniczka prasowa UOKiK.

Jak zaznacza, na razie trudno mówić, czy te sytuacje wynikają z niewiedzy osoby obsługującej danego kredytobiorcę, czy polityki banku. Urząd sprawdza jednak wszystkie sygnały od kredytobiorców:

"Jeśli to jest jednorazowa sytuacja związana z tym, że ktoś się pomylił, to zupełnie inaczej jest to traktowane przez UOKiK. Jeżeli jest to polityka banku, to wówczas rzeczywiście może zostać uznane za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów i wtedy będziemy wyjaśniać konkretnie z tymi bankami, prosić o informacje związane z liczbą wniosków o nadpłatę kredytu" mówi Małgorzata Cieloch.

W związku z tematem wakacji kredytowych UOKiK prowadzi 16 postępowań wyjaśniających, które mogą się zakończyć postawieniem zarzutów bankom:

"Zarzuty mogą się skończyć wydaniem decyzji i ta kara może wynosić do 10 proc. obrotu, czyli maksymalna, bardzo wysoka kara" – przypomina rzeczniczka prasowa UOKiK.

Newseria, oprac. db


Jeszcze więcej wiedzy


Księgarnia maklerska

Day trading - publikacja nagrodzona w 2017 roku

Day trading - publikacja nagrodzona w 2017 roku
Podczas Międzynarodowego Kongresu Inwestycyjnego FX Cuffs, wydana przez nas pozycja "Day Trading" (Joe Ross), została wybrana publikacją roku!