Półka Sukcesu

poniedziałek, 29 lipca 2019

Prawdziwa oszczędność według P.T. Barnuma



W Stanach Zjednoczonych, gdzie mamy więcej ziemi niż ludzi, nie jest wcale trudno osobie w dobrym zdrowiu zrobić pieniądze. Na tym stosunkowo nowym polu istnieje tyle otwartych dróg do sukcesu, tak wiele zawodów, które nie są zatłoczone, że, przynajmniej na razie, każdy, niezależnie od płci, kto zechce zająć się dowolną uczciwą pracą mu oferowaną, może znaleźć lukratywne zatrudnienie.

Ci, którzy naprawdę pragną osiągnąć niezależność, muszą jedynie zdecydować się na to i zastosować odpowiednie środki, tak samo, jak to czynią w stosunku do wszelkich innych celów, które pragną osiągnąć, a sprawa stanie się łatwa do wykonania. 

Nie mam wątpliwości, że wielu słuchających zgodzi się ze stwierdzeniem, że jakkolwiek łatwo można zdobyć pieniądze, najtrudniejszą na świecie rzeczą jest je utrzymać. Droga do bogactwa jest, jak słusznie mówi doktor Franklin, „tak prosta, jak droga do młyna”. Polega ona po prostu na wydawaniu mniej, niż się zarabia, to zaś wydaje się bardzo prostą rzeczą. 

Pan Micawber, jeden z tych jakżeż udanych tworów genialnego Dickensa, wyjaśnia ową sprawę, mówiąc, że mieć rocznego dochodu dwadzieścia funtów i wydawać dwadzieścia funtów plus sześć pensów, to być najnieszczęśliwszym z ludzi, zaś mieć dochód wynoszący jedynie dwadzieścia funtów i wydawać jedynie dziewiętnaście funtów i sześć pensów, to być najszczęśliwszym ze śmiertelnych. 

Wielu moich czytelników może rzec: „to rozumiemy, to jest oszczędność i wiemy, że oszczędność to bogactwo, wiemy, że nie można zjeść ciastka i zachować go jednocześnie”. Jednak niech mi wolno będzie powiedzieć, że być może więcej porażek wynika z błędów w tym właśnie punkcie niż w każdym innym. Faktem jest, że wielu ludzi uważa, iż rozumieją oszczędzanie, podczas gdy w istocie wcale go nie rozumieją. Prawdziwa ekonomia jest źle zrozumiana, ludzie zaś idą przez życie nie pojmując właściwie, czym jest ta zasada. 

Jeden mówi: – Mam takie a takie przychody, a tam jest mój sąsiad, który ma takie same. Jednak każdego roku jemu wystarcza i jeszcze zostaje, mnie zaś brakuje? Dlaczego? Wiem przecież wszystko o oszczędzaniu. Myśli, że wie, ale nie wie. Są ludzie, którzy myślą, że oszczędzanie polega na zachowywaniu ścinków sera i resztek świec, na obcięciu dwóch pensów z rachunku za praczkę, i w ogóle na robieniu wszelkiego rodzaju małych, trywialnych, brudnych sztuczek. 

Oszczędność to nie skąpstwo. Nieszczęściem jest także to, iż tego typu ludzie stosują swoje oszczędzanie tylko w jednym kierunku. Wyobrażają sobie, że są tak cudownie oszczędni, wydając mniej o pół pensa tam, gdzie powinni wydać dwa pensy, iż myślą, że mogą sobie pozwolić na rozrzutność w innych kierunkach. 

Kilka lat temu, zanim odkryto czy też wynaleziono naftę, można było zatrzymać się na noc w niemal każdym farmerskim domu w rolniczym regionie i dostać znakomitą kolację. Jednak kiedy po kolacji człowiek próbował poczytać w salonie, okazywało się to niemożliwe przy zbyt słabym świetle jedynej świeczki. Gospodyni, widząc ten dylemat, mówiła: – Dość trudno jest czytać tutaj wieczorami, przysłowie mówi: „musisz mieć okręt na morzu, byś mógł sobie pozwolić na palenie naraz dwóch świeczek”, my nigdy nie mamy dodatkowej świeczki, z wyjątkiem specjalnych okazji. Te specjalne okazje zdarzają się może dwa razy do roku. W ten sposób ta zacna kobieta oszczędza w danej chwili pięć, sześć albo może dziesięć dolarów, jednak wiedza, którą można by zdobyć dzięki dodatkowej świecy, przeważyłaby oczywiście o wiele całą tonę świec. Kłopot jednak tutaj się nie kończy. Uważając, że jest tak niesamowicie oszczędna dzięki żałowaniu sobie na świece, sądzi ona, że może sobie pozwolić na to, by często bywać w miasteczku i wydawać tam dwadzieścia lub trzydzieści dolarów na wstążki i falbanki, z których wiele nie jest wcale koniecznych. 

Takie fałszywe podejście całkiem często daje się spotkać u biznesmenów, a najczęściej chodzi o papier do pisania. Spotyka się dobrych biznesmenów, którzy zachowują wszystkie stare koperty i skrawki papieru, którzy za nic nie wydrą nowej kartki, jeśli tylko mogą tego uniknąć. Wszystko to bardzo miłe i mogą w ten sposób zaoszczędzić pięć lub dziesięć dolarów rocznie, jednak będąc aż tak oszczędnymi (tylko w papierze do pisania), sądzą jednocześnie, że mogą sobie pozwolić na marnowanie czasu, wydawanie kosztownych przyjęć i jeżdżenie powozem. Punch, mówiąc o tej „opętanej jedną ideą” klasie ludzi, powiada, że: „są jak ktoś, kto kupił śledzia za pensa dla swej rodziny na obiad, a potem wynajął powóz z czwórką koni, by go zawieść do domu”. Nigdy nie spotkałem nikogo, kto by odniósł sukces, praktykując ten rodzaj oszczędzania.

Prawdziwa oszczędność polega na tym, by dochody zawsze przeważały nad wydatkami. Noś stare ubranie nieco dłużej, jeśli potrzeba. Wstrzymaj się z kupnem nowej pary rękawiczek. Napraw starą suknię. Jeśli to konieczne, jedz nieco skromniej. Wszystko to po to, by w każdych okolicznościach, o ile nie wydarzy się jakiś nieprzewidziany wypadek, zawsze istniał margines na korzyść przychodów. Pens tutaj, dolar tam, ulokowane na procent – pomnażają się i w ten sposób osiąga się pożądany skutek. Wymaga to może pewnego treningu, by taką oszczędność osiągnąć, ale kiedy się przyzwyczaisz do tego, odkryjesz więcej satysfakcji w racjonalnym oszczędzaniu niż w irracjonalnym wydawaniu. Oto przepis, który zalecam. 

Stwierdziłem, że stanowi to naprawdę wspaniałe lekarstwo na ekstrawagancję, specjalnie zaś na fałszywą oszczędność. Kiedy odkryjesz, że nie masz pod koniec roku nadwyżki, mimo przyzwoitych dochodów, radzę Ci, byś wziął kilka kartek papieru, zrobił z nich coś w rodzaju książki i zapisał każdy wydatek. Notuj wydatki codziennie albo co tydzień, w dwóch kolumnach. Jedną zatytułuj „rzeczy konieczne” albo nawet „wygody”, drugą zaś – „luksusy”. Odkryjesz, że ta druga kolumna jest dwa, trzy, a nierzadko i dziesięć razy większa od tej pierwszej. Prawdziwe życiowe wygody kosztują tylko drobną część tego, co większość z nas potrafi zarobić. 

Doktor Franklin mówi: „To cudze oczy, nie zaś nasze własne, nas rujnują. Gdyby poza mną wszyscy byli ślepi, nie dbałbym o piękne stroje czy meble”. To lęk przed tym, co może powiedzieć Pani Grundy sprawia, że wiele zacnych rodzin tyra z nosem przy ziemi. W Ameryce wielu uwielbia powtarzać: „wszyscy jesteśmy wolni i równi”, ale jest to wielkim błędem z paru różnych względów. To, że urodziliśmy się „wolni i równi”, stanowi w pewnym sensie wzniosłą prawdę, jednak nie urodziliśmy się tak samo bogaci i nigdy nie będziemy. 

Można rzec: „Istnieje człowiek mający pięćdziesiąt tysięcy dolarów rocznego dochodu, podczas gdy ja mam tylko tysiąc. Znałem tego faceta, kiedy był równie biedny jak ja. Teraz on jest bogaty i uważa się za lepszego ode mnie. Pokażę mu, że jestem równie dobry! Pójdę i kupię sobie konia i powozik. Nie, tego zrobić nie mogę, ale pójdę i wynajmę je sobie, a potem będę całe popołudnie jeździł po tej samej drodze, po której on jeździ. I w ten sposób udowodnię mu, że jestem równie dobry, co on”.

Przyjacielu! Nie musisz sobie zadawać trudu. Możesz łatwo udowodnić, że jesteś „równie dobry jak on” – musisz tylko postępować równie dobrze jak on. Nie potrafisz jednak przekonać nikogo, że jesteś równie jak on bogaty. A zresztą, jeśli będziesz marnował swój czas i wydawał swoje pieniądze, Twoja biedna żona będzie zmuszona tyrać w domu jak niewolnica, kupować herbatę po dwie uncje tygodniowo oraz wszystko inne dokładnie w tej samej proporcji, abyś Ty mógł sobie „utrzymywać pozory”, to i tak nikogo nie oszukasz. 

Z drugiej zaś strony, pani Smith mogłaby twierdzić, że jej sąsiadka z mieszkania obok poślubiła Johnsona dla jego pieniędzy i że „wszyscy o tym wiedzą”. Ma ona ładny szal z wielbłądziej wełny, kosztujący tysiąc dolarów, a zatem pani Smith skłoni męża do tego, żeby jej kupił imitację takiego szala, potem zaś będzie siedziała w kościelnej ławce obok swej sąsiadki, aby udowodnić, że jest jej równa. Moja dobra kobieto! Nie wzniesiesz się w świecie, pozwalając sobą kierować własnej próżności i zazdrości. W tym kraju, w którym uważamy, że większość powinna rządzić, ignorujemy tę właśnie zasadę, pozwalając garstce ludzi, samych określających się mianem arystokracji, ustanawiać fałszywe standardy doskonałości. Starając się zaś wznosić do tych standardów, sami bez przerwy utrzymujemy się w biedzie, cały czas zapracowując się dla zewnętrznych pozorów

O ileż mądrzej byłoby „samemu sobie ustanowić prawo” i powiedzieć: „regulujemy nasze wydatki na podstawie naszych dochodów, odkładając nieco na czarną godzinę”. Ludzie powinni być tak samo rozsądni w sprawie zdobywania pieniędzy, jak w każdej innej kwestii. Podobne przyczyny wywołują podobne skutki. Nie można zgromadzić fortuny, wybierając drogę prowadzącą do ubóstwa. Nie potrzeba proroka, by nam rzekł, iż ci, którzy całkiem zużywają swoje zasoby, wcale nie myśląc o życiowych przeciwnościach, nigdy nie zdołają osiągnąć finansowej niezależności

Ludzie przyzwyczajeni do zaspokajania wszystkich swoich zachcianek i kaprysów będą mieli z początku trudności z likwidacją różnych swoich niepotrzebnych wydatków. Będzie dla nich wielkim aktem poświęcenia zamieszkanie w mniejszym domu, niż się do tego przyzwyczaili, z mniej kosztownymi meblami, z mniejszym towarzystwem, z mniej kosztownymi ubraniami, z mniejszą ilością służących, z mniejszą ilością balów, przyjęć, wyjść do teatru, przejażdżek powozem, wycieczek, wypalonych cygar, wypitych alkoholi i innych ekstrawagancji. Jednak jeśli spróbują ułożyć sobie plan odłożenia pewnej sumki, sensownie zainwestowanej w ziemię, przeżyją miłe zaskoczenie, widząc, ile przyjemności daje im ciągłe dodawanie do tego niewielkiego „skarbczyka”, jak też ekonomiczne nawyki, które po drodze nabyli. Stare ubranie, stary czepek i sukienka, starczą przez następny sezon. Woda mineralna albo źródlana smakuje lepiej od szampana. Chłodna kąpiel i żwawa przechadzka okażą się lepiej pobudzające niż przejażdżka najwspanialszym powozem. Towarzyska rozmowa, wieczorne czytanie w rodzinnym gronie albo godzina gry w „polowanie na pantofel” czy w ciuciubabkę – będą o wiele przyjemniejsze niż przyjęcie za pięćdziesiąt czy pięćset dolarów, kiedy różnicę w ich cenie smakuje ktoś, kto już zaczyna rozumieć rozkosze oszczędzania. 

Tysiące ludzi pozostaje w ubóstwie, a dziesiątki tysięcy staje się ubogimi, w wyniku zaplanowania swego życia na zbyt szerokiej stopie, po tym, jak zdobyli całkiem wystarczająco wiele, by móc się z tego utrzymać przez całe życie. Niektóre rodziny wydają dwadzieścia tysięcy dolarów rocznie, niektóre zaś o wiele więcej, nie mając niemal pojęcia o tym, iż mogłyby żyć za mniej. W tym czasie inne rodziny, zapewniają sobie solidniejsze przyjemności za dwudziestą część tej sumy. 

Finansowe powodzenie jest o wiele ostrzejszą próbą niż finansowe trudności, szczególnie zaś nagłe finansowe powodzenie. „Łatwo przyszło, łatwo poszło” – to stare i prawdziwe powiedzenie. Duch pychy i próżności, kiedy pozwoli mu się na nieskrępowane działanie, staje się niezmożonym kornikiem, gryzącym wszelkie nasze ziemskie bogactwa. Nieważne – małe czy wielkie, setki czy miliony. Wielu ludzi, kiedy zaczyna im się powodzić, natychmiast rozszerza zakres swoich potrzeb i swojej działalności o luksusy, aż do momentu, gdy ich wydatki pożerają ich dochody i zostają zrujnowani w wyniku swoich żałosnych prób utrzymywania pozorów i zadawania szyku. 

Znam pewnego zamożnego gentlemana, który chętnie opowiada, jak to zaczęło mu się powodzić, a jego żona zapragnęła nowej eleganckiej sofy. – Ta sofa – wyjaśnia – kosztuje mnie trzydzieści tysięcy dolarów! Kiedy bowiem sofa dotarła do domu, okazało się, że konieczne będą pasujące do niej krzesła, potem nocne stoliki, dywan i stoły, które będą im „odpowiadać”. I tak dalej, przez cały sklep z meblami, aż okazało się, że sam dom jest zbyt mały i zbyt nienowoczesny dla tych mebli, więc wybudowany został nowy, odpowiadający nowym nabytkom. – I tak – dodaje mój przyjaciel – w sumie był to wydatek trzydziestu tysięcy dolarów za jedną sofę. A do tego wrzucono mi na plecy roczne wydatki wynoszące jedenaście tysięcy dolarów, na które składało się: wynagrodzenie dla służby, opłaty za powóz i różne inne konieczne do utrzymania pięknej „posiadłości”. I jeszcze muszę przy tym oszczędzać! Tymczasem dziesięć lat temu żyliśmy w o wiele większym realnym komforcie, ponieważ ze znacznie mniejszą ilością trosk, za sumę wynoszącą tyle samo setek, co teraz tysięcy. Jest faktem – uzupełnia mój przyjaciel – że ta sofa by mnie doprowadziła do nieuchronnego bankructwa, gdyby tylko moje całkiem niezwykłe pragnienie finansowego powodzenia nie utrzymało mnie na powierzchni i gdybym nie pohamował tego naturalnego pragnienia „dogodzenia sobie”.

P.T. Barnum 



Inwestowanie w srebro i złoto: Jakie monety i sztabki kupować



Mnogość produktów ze złota i srebra w postaci monet oraz sztabek jest ogromna. Współczesne inwestowanie w metale szlachetne jest jednak zdominowane przez grupę produktów, które nie są szczególnie liczne. 

Im właśnie należy poświęcić uwagę, ponieważ są pierwszymi literami alfabetu inwestowania w metale szlachetne. Zrozumienie ich specyfiki będzie wystarczające dla osób inwestujących w metale szlachetne w najbardziej standardowy sposób w czasach obecnych.

Jakie złoto i jakie srebro są prawdziwie inwestycyjne?

Wśród monet, w które można inwestować, należy rozróżnić kilka rodzajów. Stare monety, których wiek liczy się nie tyle w dekadach, ile w stuleciach, to numizmaty sensu stricto. To monety z duszą, pamiętające czasy i wydarzenia, do których dostęp nie jest łatwy nawet dla największych historyków. W zależności od stopnia występowania oraz stanu zachowania tych monet ich wartość może wielokrotnie przekraczać wartość bazową, czyli tę, która dotyczy samego surowca. 

Inwestowanie w numizmaty to absolutnie zaawansowana dziedzina z zakresu metali szlachetnych. Nie jest ona całkowicie typowa, jeśli chodzi o inwestowanie w surowiec. Z tego powodu zostanie pominięta w tym artykule. Czy to oznacza, że inwestowanie w numizmaty jest nieopłacalne? Absolutnie nie. Wymaga jednak o wiele większej wiedzy i wprawy. W pewien sposób przypomina inwestowanie w sztukę, albowiem wartość najbardziej pożądanych numizmatów nie tkwi w wartości czystego, składającego się z nich surowca, lecz jest czymś wykraczającym poza to.


Bilet Skarbowy - 5 złotych (pierwsze wydanie: 1794 r.) z dnia 8 czerwca 1794 z podpisami J. Fechner i A. Reyhowski. Ten bilet skarbowy jest z pierwszej emisji banknotów Rzeczpospolitej Obojga Narodów i został autoryzowany przez Tadeusza Kościuszkę. Ze zbiorów: National Numismatic Collection, National Museum of American History. Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:POL-A1a-Bilet_Skarbowy-5_Zlotych_(1794_First_Issue).jpg?uselang=pl

 
Jeden z pierwszych chińskich banknotów, pochodzący z czasów dynastii Song, określany jako Jiaozi, używany w XI w. Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Jiao_zi.jpg?uselang=pl


Do innych produktów z metali szlachetnych należą monety oraz sztabki kolekcjonerskie. Są one — niestety błędnie — określane jako numizmaty. Zdecydowana większość monet oraz sztabek, które mennice biją współcześnie i które kierują do inwestorów bądź kolekcjonerów, nie posiada większej wartości inwestycyjnej. Dzieje się tak z co najmniej jednego kluczowego powodu: ich marża, tj. procentowa wartość ponad tzw. spot, czyli bieżącą cenę rynkową, jest tak wysoka, że wyklucza inwestycyjny charakter takiego produktu. Innymi słowy: typowe produkty inwestycyjne można nabyć u dystrybutorów w cenie giełdowej wyceny powiększonej o kilka (w przypadku złota) lub kilkanaście procent (w przypadku srebra, z reguły nieco ponad 20%). Monety, które inwestor sprzedaje, mogą być nabyte przez dealera metali szlachetnych w cenie zbliżonej do spotu. Oznacza to, że moneta nabywana w cenie giełdy +5% musi zdrożeć o mniej więcej właśnie 5%, aby pozwoliła z takiej inwestycji wyjść na zero. 

Monety kolekcjonerskie dla odmiany, choć są limitowane, jeśli chodzi o nakład, to wielkość ich emisji jest tak duża, że większości z nich nie czyni dobrymi inwestycjami. Co więcej, marża mennic oraz dystrybutorów jest o wiele większa niż produktów bulionowych. Wynosi nierzadko kilkadziesiąt do kilkuset procent! Oznacza to, że surowiec musi zdrożeć o naprawdę wiele procent, aby inwestycja stała się opłacalna. Wszelkiej maści współczesne monety kolekcjonerskie nie są w żaden sposób dobrą inwestycją, ponieważ wymagają większych nakładów, podczas gdy ich późniejsza odsprzedaż będzie się wiązać z wyceną wyłącznie zawartego w nich surowca. Odnosi się to do zdecydowanej większości monet i medali pamiątkowych, z wizerunkami Myszki Miki, tropikalnych ptaków czy wreszcie historycznych budowli. W jakie produkty należy zatem inwestować? W typowo bulionowe, czyli sztabki i monety o jak najniższej marży.

Złote monety

Wśród monet, które w Europie są absolutnie najpopularniejsze, należy wymienić pięć: Amerykański Orzeł, Wiedeńscy Filharmonicy, Krugerrand, Australijski Kangur oraz Kanadyjski Liść Klonu (rysunek 14.1). Te pięć monet posiada renomę, a ich emitenci znajdują się na liście LBMA (ang. London Bullion Market Association — Londyńskie Stowarzyszenie Rynku Kruszców). Co to oznacza, kiedy jakaś firma jest akredytowana przez giełdę londyńską?


Pięć najpopularniejszych monet bulionowych na świecie. Źródło własne.


Przede wszystkim to, że firma taka poddaje się specjalistycznym audytom, których celem jest sprawdzenie wszelkich aspektów rzetelności produkcyjnej oraz handlowej. Na The Good Delivery List trafić mogą jedynie firmy, których wolumen obrotów jest potężny, a produkty nie pozostawiają nic do życzenia. Firm takich jest w tej chwili jedynie 70, a ich produkty są absolutnie najwyższej klasy, jeśli chodzi o czystość i wagę. Wymienione wyżej monety różnią się między sobą w zakresie wzoru, składu surowca (tj. stopu) oraz emitenta. Cechą wspólną jest zawartość czystego złota w najbardziej standardowym produkcie, czyli w monecie o zawartości kruszcu na poziomie jednej uncji. 

Z tego względu za monety te w profesjonalnym skupie otrzymuje się mniej więcej taką samą kwotę. Istnieje szereg czynników, które mogą być dla inwestora istotne, a które zaważą na tym, na którą z monet się zdecyduje. Może to być skład stopu, z którego wykonana jest dana moneta. Krugerrand i Amerykański Orzeł posiadają próbę 916, co oznacza, że zawierają 1 uncję czystego złota oraz domieszkę miedzi bądź srebra w ilości ok. 2,8 g. Sprawia to, że taka moneta jest bardziej odporna na ścieranie, gdyż jak wiadomo, czyste złoto jest dość miękkie i kowalne. W praktyce oznacza to, że upuszczenie monety z czystego złota na ziemię narazi ją na mechaniczne uszkodzenie. Twardy Krugerrand czy Orzeł potrafią „lepiej zareagować” na kontakt z twardym gruntem. 

Z drugiej strony, inwestując w monety, rzadko kiedy zakłada się częste posługiwanie się tymi monetami. Z założenia oraz w praktyce lądują one w sejfach oraz innych miejscach, gdzie mogą się mierzyć co najwyżej z kurzem i brakiem światła. Takich czynników jest więcej. Może to być stopień skomplikowania wzoru, zmniejszający ryzyko pojawienia się falsyfikatów, może to być oryginalne opakowanie (np. Australijskie Kangury są fabrycznie pakowane w akrylowe kapsle ochronne, co jest ogromnym plusem takich monet) czy wreszcie średnia cena u dealera metali.

Niektóre z monet mają z reguły niską marżę, co dla wielu inwestorów jest dość istotne. Dealerzy metali szlachetnych powinni dysponować wiedzą na tyle szeroką, aby móc jasno i przejrzyście wytłumaczyć inwestorowi, czym różnią się od siebie wspomniane monety i którą powinien wybrać, jeśli będzie mu zależało na czymś więcej niż tylko najniższa cena. Istniejące na rynku złote monety, np.: Pandy, Brittanie, Austro-węgierskie Dukaty, Słonie Somalijskie, mogą być rozpoznawalne, w żaden jednak sposób nie dorównują wcześniej wymienionym pięciu monetom pod względem popularności, a w potencjalnej konsekwencji możliwości szybkiej odsprzedaży. To nie pozostaje bez znaczenia.

Sztabki złota

Czym sztabki się różnią od monet? Po pierwsze, są bite przez prywatne mennice. Moneta posiada nominał, co oznacza, że pod względem prawnym jest pieniądzem. Nie każdy może sobie zatem wybić monetę, natomiast sztabkę już tak. Jedna uncja czystego złota w monecie jest dokładnie taka sama jak w sztabce. Z punktu widzenia wyceny według giełdy oba produkty są warte tyle samo. Kiedy kapitał prywatny chce wejść na rynek złota, zmuszony jest do bicia właśnie sztabek. Wśród takich producentów można wymienić Umicore czy Valcambi, których sztabki są równie popularne co monety z mennic państwowych. Po drugie, sztabki z reguły mają kształt prostokątny (w kształcie okrągłym noszą nazwę round bar, lecz nie są szczególnie popularne), a monety są zwykle okrągłe (zdarzają się prostokątne monety, jednak mają one charakter kolekcjonerski i nie są nadmiernie powszechne). Różnica w kształcie nie przekłada się istotnie na cenę. Po trzecie, sztabki są zawsze najwyższej czystości, a więc 9999. Monety mogą mieć niższą próbę. Niekoniecznie ma to duże znaczenie, jeśli chodzi o późniejszą odsprzedaż produktów.

Główne różnice

Ceny sztabek są nieco niższe, co wynika z kosztów produkcji. W praktyce uncja w postaci monety oraz uncja w postaci sztabki to różnica rzędu niespełna 1%. I dużo, i mało. Inwestor musi określić, czy różnice pomiędzy sztabką a monetą są dla niego warte owego 1%.

Ponadto sztabki mają prostsze wzory, co oznacza, że są łatwiejsze do podrobienia. Wśród fałszowanych monet jest względnie dużo Krugerrandów, których wzór nie jest szczególnie skomplikowany. Dla fałszerzy to dogodność. Wreszcie duże sztabki wypełnia się wolframem, czego w przypadku cienkiej monety raczej nie da się wykonać. Z drugiej strony, znajomość podstaw weryfikacji skutecznie eliminuje ryzyko nabycia „falsów” tak w postaci monet, jak i sztabek. Certyfikaty mają być zabezpieczeniem dla sztabek. Mają one postać plastikowych kart, w których umieszczane są w zwymiarowanych kapsułach sztabki. Czy jest to zabezpieczenie? I tak, i nie. Sztabka taka nie ma bezpośredniego kontaktu z innymi przedmiotami, co chroni ją przed mechanicznymi usterkami. Plastikowe opakowania, o których mowa, są także estetyczne. Profesjonalne urządzenia zwane spektrometrami potrafią doskonale zbadać sztabkę zapakowaną w plastik. Niestety, takiej sztabki nie można zweryfikować (zmierzenie i zważenie) metodami standardowymi bez zniszczenia opakowania. Co więcej, dla profesjonalnych fałszerzy podrobienie opakowania wcale nie musi być trudne. Z tych powodów zabezpieczenia sztabek są coraz bardziej zaawansowane, dzięki którym ich podrobienie będzie czynić przedsięwzięcie nieopłacalnym.

Wśród monet bulionowych ze srebra wymienia się te same monety co w przypadku złotego bulionu. I tak są to: Amerykańskie Orły, Kanadyjskie Liście Klonu, Filharmonicy Wiedeńscy, Australijski Kangur oraz srebrny Krugerrand (rysunek).


Najpopularniejsze srebrne monety bulionowe na świecie. Źródło własne.


W odróżnieniu od złota, wszystkie te monety posiadają dokładnie tą samą ilość srebra w standardowym produkcie, tj. 31,1 g. Czy któraś z nich jest ewidentnie preferowana? Czy któraś jest lepsza od innych?

Łukasz Chojnacki
Autor książki "Inwestowanie w srebro i złoto"




Jeszcze więcej wiedzy


Księgarnia maklerska

Day trading - publikacja nagrodzona w 2017 roku

Day trading - publikacja nagrodzona w 2017 roku
Podczas Międzynarodowego Kongresu Inwestycyjnego FX Cuffs, wydana przez nas pozycja "Day Trading" (Joe Ross), została wybrana publikacją roku!